16.05.1657 męczeńską śmierć poniósł Andrzej Bobola, drugi patron Polski.
Po długich mękach został zamęczony przez kozaków. Pozostał wierny swojej wierze, której nie wyrzekł się nawet w obliczu nieludzkich tortur.
Na pytanie dowódcy kozaków czy jest księdzem odpowiedział : „Jestem. Moja wiara prowadzi do zbawienia. Nawróćcie się”. Usłyszawszy te słowa kozak zamierzył się na niego szablą, ale przyszły święty zasłonił się ręką tracąc kilka palców, ratując życie. Nie na długo jednak. „(Kozacy…)Obnażają go, przywiązują do drzewa i bija nahajami tak brutalnie, że pracujący w pobliżu chłopi uciekają z pól… Wiążą mu nogi i przywiązują do dwóch koni, które powloką go do wioski…
Kozacy, którzy go aresztowali, chcieli dokonać czegoś oryginalnego i wymyślili: na ciele wyryli mu symbole kapłańskie. Chwycili go za jedną nogę i zawlekli do pustej rzeźni. Położyli na stole i zamknęli drzwi. Znaleźli głownie, którymi opalano zabite zwierzęta, powiesili go za nogi i opalili całe ciało…”
„Rany posypywali plewami z orkiszu, odcięli mu nos i wargi, wykłuli oko, przez otwór wycięty w karku wydobyli język i odcięli u nasady, wreszcie powiesili go u sufitu za nogi, głową na dół i naśmiewali się z ciała.” Dopiero wtedy dowódca kozaków ciosem szabli w głowę zakończył jego katusze.
Taka była śmierć Andrzeja Boboli i tak stał się męczennikiem.
A jakie było jego życie?
Narodził się 30.11.1591 w Strachocinie, w małopolskiej rodzinie szlacheckiej pieczętującej się herbem Leliwa. Uczył się w szkole jezuitów i wkrótce założył suknię zakonną. Był w tym czasie znany ze swojej porywczości, skłonności do gniewu i uporu. Cały czas pracował jednak nad sobą i to do tego stopnia, że pod koniec życia osiągnął nieomal doskonałość chrześcijańską, przez co już wtedy nazywany był świętym.
Dużo podróżował, opiekował się chorymi w czasie epidemii. Najbardziej upodobał sobie Polesie i Pińsk, które należały do najbardziej zacofanych regionów Rzeczypospolitej. Przez to najbardziej potrzebowały działalności duszpasterskiej i ewangelizacyjnej. W tym Bobola sprawdzał się doskonale.
Był charyzmatyczny i odważny, miał świetny kontakt z ludźmi. Dzięki świetnej znajomości greki i pism Ojców Kościoła był w stanie toczyć zażarte dysputy z prawosławnymi i wychodzić z nich zwycięsko. Dzięki temu wielu (w tym całe dwie wsie) nawróciło się na katolicyzm. To sprawiło, że popi nazywali do „duszochwytem” i oskarżali o prozelityzm. Miało to doprowadzić do jego śmierci.
Przyszły święty jednak nie narzucał swojej wiary siłą, służył raczej przykładem i przekonywał do swoich racji. Był wrażliwy społecznie i starał się ulżyć w cierpieniach i biedzie tamtejszemu ludowi. Pojawiał się tam, gdzie dotąd nie pojawiali się żadni duchowni, na samym krańcu cywilizacji.
Tak pisał o nim arcybiskup Michalik:
„Gdy dowiedział się, że są ludzie ochrzczeni, którzy żyją w lesie, w odosobnieniu i nie bardzo wiedzą, co to znaczy Ewangelia, szedł do nich i niósł im czynne świadectwo miłości bliźniego. To była ewangelizacja, to była prawdziwa nowa ewangelizacja na tamte czasy.”
Gdy wybuchło Powstanie Chmielnickiego, nienawiść od dłuższego czasu narastająca wśród części prawosławnych Rusinów, a zwłaszcza kozaków, wobec katolików a w szczególności misjonarzy, eksplodowała z całą mocą. Pociągnęła za sobą straszliwe rzezie i masakry, których ofiarą padł między innymi przyszły święty.
Dziś, po wielu perturbacjach, jego zachowane w niemal doskonałym stanie ciało znajduje się w sanktuarium św. Andrzeja Boboli przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie. Przyciąga każdego roku tysiące wiernych, dla których jego życie i śmierć są źródłem siły i inspiracji.
Kazimierz Grabowski