back to top
More

    Valery Buival, Kazachstan. Kto następny?

    Strona głównaPolitykaValery Buival, Kazachstan. Kto następny?

    Polecamy w dziale

    44% – wybory samorządowe są nieważne! :)

    44% w II turze to podważenie przez wyborców legalności systemu. Czas tę patologię odrzucić i zaproponować normalność – oddolny system zarządzania naszymi gminami i państwem - naszymi pieniędzmi.

    Tarcza niemiecka, głupota naszych elit i propaganda

    Niemcy proponują Europie swoją tarczę ochronną. Proponują, bo przez kilkadziesiąt lat podbiły Europę swoją gospodarką. A teraz chcą to zaklajstrować politycznie i militarnie, co przestaje być śmieszne.

    Partie wygrywają – Polska przegrywa

    Po euforii z października 2023 i oczekiwaniu na czasy pizzy i coli lajt, a wróciły ubeckie zmory, nie pozostało nic. Tylko 51,5% głosowało. Gdy nastąpi spadek poniżej 50%, zawali się zły system zarządzania Polską.

    Zestrzelmy wreszcie jakąś rakietę!

    Kolejna rosyjska rakieta, która wleci na terytorium Polski, spadnie na mało zaludniony skrawek Polski. Dlatego, że nie zestrzeliliśmy tej. Rosjanie testują nasze tchórzostwo. Nie przestaną, jeżeli nie zrobimy im bum!
    Rosja w Kazachstanie kolejny raz demonstruje swoją prawdziwą twarz imperialnego monstrum, wroga człowieczeństwa.

    Postaram się nie powtarzać tu znanych już w Polsce informacji o kryzysie w Kazachstanie. O nowe jednak trudno, bo władze tego kraju zablokowały internet i połączenia telefoniczne, a ponadto nie ma w Kazachstanie zagranicznych dziennikarzy. Z analizy sytuacji wynika, że trudno stwierdzić, kto tam wydaje rozkazy, kto jest prawdziwym gospodarzem w tym olbrzymim postsowieckim państwie. Wszystko jednak wskazuje na to, że od samego początku kryzysu tam wszystkim rządzi elita kremlowska i personalnie Włodzimierz Putin, a kazachski prezydent Tokajew i grupa najwyższych kazachskich towarzyszy służalczo wykonuje rozkazy Moskwy. Tokajew zwraca się do ludności wyłącznie po rosyjsku, co najdobitniej potwierdza tę hipotezę.

    Niestety, środki masowego przekazu w całym świecie są bezkrytycznym pasem transmisyjnym informacji przekazywanych opinii publicznej przez władze Kazachstanu. „Rosjanie wprowadzili do Kazachstanu tylko 1,5 tysiąca swoich żołnierzy” – powiadamiają agencje prasowe reżimu Tokajewa i wszystkie zagraniczne agencje bez jakiejkolwiek weryfikacji z pełnym zaufaniem i ulgą powtarzają, że TYLKO tyle! Retorycznie zapytam: czy to jest prawdziwe dziennikarstwo???

    Siły Organizacji Umowy o Wspólnym Bezpieczeństwie (czasem nazywane postsowieckim NATO), która się składa głównie z rosyjskich wojskowych i działa według rozkazów Moskwy, zajęły szereg obiektów strategicznych w Kazachstanie: lotniska wojskowe i cywilne, budynki administracji państwowej w stolicy i wielkich miastach oraz banki. Wzięły pod ochronę nawet Sztab Generalny Zbrojnych Sił Kazachstanu (sic!). To jest przecież klasyczna okupacja suwerennego państwa przez obce wojsko, a takiej operacji w olbrzymim kraju nie da się wykonać z pomocą zaledwie półtora tysiąca żołnierzy, tym bardziej, że wojsko rosyjskie w tym samym czasie również dusiło protesty w Ałmacie i innych miastach Kazachstanu. Żołnierze rosyjscy byli w tym wyjątkowo aktywni i brutalni: strzelali do tłumu cywilów z broni automatycznej, wrzucali do ciężarówek rannych razem z zabitymi, nie pozwalali udzielać pomocy medycznej rannym. Nie oszczędzali nawet kobiet, starców i dzieci. Straty ludności cywilnej liczą się w setkach, a być może w tysiącach. Wszystkie rozkazy podczas tych działań były wydawane w języku rosyjskim, z żołnierze nie mieli na mundurach niczego identyfikującego ich przynależność. O tym wszystkim opowiadają świadkowie i uczestnicy tragedii. Rosja kolejny raz demonstruje swoją prawdziwą twarz imperialnego monstrum, wroga człowieczeństwa.

    Wszystkich kompletnie zaskoczyły zamieszki w Kazachstanie, a potem inwazja rosyjska. W poprzednich tygodniach cała Europa i cały świat demokratyczny byli zajęci tematem Ukrainy, której zagraża inwazja rosyjska. Tymczasem Moskwa szykowała się do natarcia na Kazachstan. Udało się Kremlowi wszystkich oszukać jak małe dzieci. Jeśli sięgnąć do historii, to nieoczekiwany manewr Moskwy przypomina inwazję Niemiec hitlerowskich na Danię i Norwegię w kwietniu 1940 roku, która wtedy na Zachód też spadła jak grom z jasnego nieba.

    Słychać teraz rozważania polityków i analityków, że „Rosja jest zbyt zajęta Kazachstanem, więc możemy odetchnąć z ulgą, bo w bliskim czasie nie podejmie działań zaczepnych w Europie”. Marne są te teoretyzowania! Przed każdą wojną ludzi wierzyli, że jakoś uda się zapobiec konfliktowi zbrojnemu. Do pierwszych strzałów żyli iluzją i bardzo często nie chcieli słuchać tych, którzy mówili rzeczy nieprzyjemne, bo przestrzegali przed nieuniknioną agresją wroga. Historia się powtarza.

    Moskwa może uderzyć na każdy kraj w Europie Środkowej. Ma dla tego dość sił. Głównym sojusznikiem agresora jest naiwność polityków europejskich, którzy cały czas podejmują próby łagodzenia agresora ustępstwami i nie są zdolni do utworzenia zjednoczonego frontu narodów przeciwko imperialistycznej Moskwie. Wszyscy są świadomi, że Białoruś i Ukraina to bardzo prawdopodobne ofiary następnego uderzenia Moskwy. Po klęsce rewolucji 2020 roku Białoruś już się znajduje pod reżimem hybrydowej (albo wewnętrznej) okupacji rosyjskiej. Moskwa planuje wykorzystać teren Białorusi jako północny front dla natarcia na Kijów i Lwów, o czym już w licznych publikacjach powiadamiano Sztab Armii Ukraińskiej. Już zademonstrowała Polsce i Liwie, jak można do natarcia na ich teren i granice wykorzystywać uchodźców. Wszystkie kraje naszego regionu są zagrożone działaniami wojennymi Rosji.

    Proponujemy poddać analizie jeden z aspektów tego problemu, a mianowicie kwestię politycznego współdziałania krajów Europy z opozycją białoruską. Przecież kraje demokratyczne muszą opierać się na kimś, przeciwstawiając się z promoskiewskiemu reżimowi Łukaszenki! Kraje Unii Europejskie wybrały jako partnerów reprezentujących demokrację białoruską, a i nawet naród białoruski, działaczy dwóch ośrodków politycznych: „sztab” Swietłany Cichanouskiej w Wilnie i „centrum koordanacyjne” Pawła Łatuszki w Warszawie. Tymczasem na tych osobach właśnie spoczywa odpowiedzialność za porażkę ruchu protestacyjnego na Białorusi w 2020 roku. Kim są ci „liderzy” i ich „sztabowcy”?

    S. Cichanouska nie raz i nie dwa przyznała się publicznie, że „do marca 2020 roku nie interesowała się polityką i jej marzeniem jest wrócić do kuchni i smażyć kotlety” (dosłowny cytat). To znaczy, że przed marcem 2020 roku reżim Łukaszenki ją zadowalał. Ludzie, obserwując jej zachowanie i wypowiedzi ocenili, że „ma intelekt nastolatka”. Paweł Łatuszka natomiast do sierpnia 2020 roku zajmował wysokie stanowiska w administracji Łukaszenki (ambasadora we Francji, zastępcy ministra spraw zagranicznych, ministra kultury) i wykonywał wszystkie przestępcze rozkazy reżimu. Ludzie żartują, „że potem spadł z konia i przeistoczył się w świętego Pawła demokracji”. Duża liczba „sztabowców” też ma swoją „przedhistorię”. Niektórzy już dawno zostali zidentyfikowani jako konfidenci KGB i FSB, albo członkowie administracji Łukaszenki, a w najlepszym wypadku jako osoby popierające „świat rosyjski” lub zajmujące się wyłącznie swoim biznesem i komfortem. W ciągu półtora roku ta dość duża grupa ludzi imituje i profanuje działalność polityczną, wykonując główne zadanie, czyli rozpowszechnia informacje o tym, że Moskwa nie ma nic wspólnego z tragedią narodu białoruskiego. Cała działalność i propaganda „sztabowców” jest prowadzona w języku rosyjskim, a więc w języku wroga (jak u Tokajewa). Cichanouska mówiła o „bratniej Rosji” i „mądrym Putinie”, który „zrobi porządek”. Łatuszka jest sprytniejszy, ale też ani słowem nie zaczepia Rosji. W tym duchu i stylu zostały też przez nich skomentowane wydarzenia w Kazachstanie. Dla nich winnym w tym zbrojnym konflikcie jest tylko Łukaszenka. Ci ludzie, utrzymywani z kasy unijnej jako „przedstawiciele demokracji białoruskiej”, służą interesom Moskwy. Głównym ich zajęciem jest polityczna profanacja i zarabianie w ramach „politycznego biznesu” (jak sami to nazywają).

    W Polsce, na Litwie i w innych krajach pojawili się prawdziwi patrioci białoruscy, o czym świadczą dziesiątki lat ich walki o demokrację i niepodległość politycznej przeciwko imperialistycznej Moskwie. To przede wszystkim Zianon Pazniak (ur. 1944), polityk, który doprowadził naród do zwycięstwa w 1991 roku, a teraz jest prawdziwym liderem białoruskiego ruchu i walki narodowej za wolność. Do takich patriotów jednak nie zwracają się zachodni politycy i dziennikarze, ale zadowalają ich rozmowy z S. Cichanowską i P. Łatuszką. Co jednak, kiedy wybuchnie wojna, kiedy nastąpi inwazja rosyjska na Ukrainę lub Polskę (bo dlaczego nie)? Czy politycy krajów demokratycznych będą nadal szukać sojuszników wśród politycznych ”biznesowców” i konfidentów KGB z Białorusi?

    Nastał czas otrzeźwienia, wyzbywania się iluzji. W takiej sytuacji politycy i narody nie mają prawa bawić się w politykę. Moskwa nie żartuje. Rosjanie strzelają do bezbronnych ludzi w obcym kraju. Dziś w Kazachstanie, a jutro być może w Kijowie, Mińsku lub Warszawie.

    Valery Buival

    Ostatnie wpisy autora

    Nowa Konstytucja