Włada ma 20 lata i studiuje w Polsce już 2 rok, jest Polką z Białorusi. Ze względu na uniwersytecką biurokrację nie dostała akademika. Uczelnia postanowiła, że nie może w tym roku liczyć na miejsce w akademiku, ponieważ otrzymała stypendium dla studentów z zagranicy. Przez to nie przysługuje jej również stypendium socjalne. Decyzja jest nieodwołalna.
Włada jest niepewna swojej przyszłości. Przeczytała w regulaminie, że półsieroty mają pierwszeństwo. Ma świadectwo zgonu ojca wystawione na Białorusi, a uczelnia wymaga przetłumaczonych dokumentów. Ponieważ nie zdążyła na czas z tłumaczeniem, dowiedziała się, że „regulamin jest nieubłagany”. Musi czekać na liście rezerwowej, ale szanse nie są duże.
Pojawiają się rozterki – czy dam radę finansowo? Czy będę musiała wrócić na Białoruś? Włada jest bardzo wdzięczna Polsce i polskim instytucjom, ale czuje się trochę opuszczona. Od dzieciństwa wiedziała, że ma polskie korzenie. Mama i babcia mówiły o tym, powtarzając, jak dumne są z nazwiska Mickiewicz.
Kiedy podrosła zaczęła poważnie zastanawiać się, czy warto zostać na Białorusi. Może spróbować życia w Polsce? Początkowo mama była przeciwna, nie chciała pozwolić mieszkać Władzie samej w innym kraju. Ale Włada już w wieku 16 lat postanowiła, że jej przyszłość jest w jej rękach. Kiedy pojawiła się możliwość wyjazdu Polski, skorzystała. W ciągu ostatniego roku akademickiego zdobyła kartę Polaka, nauczyła się polskiego i otrzymała wymarzone stypendium. Jest zdeterminowana – chce mieszkać i żyć w Polsce. Niestety, musi borykać się z problemami, których się nie spodziewała. Skąd miała wiedzieć, że przyznanie stypendium paradoksalnie zabierze jej miejsce w akademiku? Na razie czeka i pracuje. Wie, że każda złotówka będzie potrzebna, bo ceny wynajmu w Warszawie nie są niskie.
Niepewność i osamotnienie. To częsty przypadek Polek i Polaków ze Wschodu. Często słyszymy o repatriacji Polaków z terenów dawnej II RP. Politycy podnoszą ten temat, bo to dobrze brzmi. Cieszymy się, że nasi młodzi rodacy odnajdują swoje korzenie i przyjeżdżają do Polski uczyć się i pracować. Nie wiemy jednak z jakimi problemami muszą się na co dzień borykać. Młodzi studenci są często pozostawieni sami sobie. Nie ma instytucji opiekuna, który pomagałby im w przebrnięciu przez gąszcz biurokracji.
Mieszkając w Polsce często nie doceniamy tego, co mamy, dopóki nie porozmawiamy z tymi, którzy maja polskie korzenie. Chcą tu żyć, ale nie mają czegoś tak prozaicznego, jak polskie obywatelstwo. Czy nie czas pomyśleć o systemowych rozwiązaniach ułatwiających życie młodym Polakom ze wschodu?
Obecnie nie ma czegoś takiego jak system integracji, uwzględniający różne aspekty życia młodych Polaków przybywających do macierzy. Sądzę, że wszyscy na tym skorzystalibyśmy. Należy pamiętać, że integracja Polaków ze Wschodu ma wymiar nie tylko indywidualny, jako pomoc poszczególnym jednostkom, ale także wspólnotowy. Jeżeli na etapie edukacji uniwersytety będą kierować się „technicznym pragmatyzmem”, integracja może być utrudniona.
Odnalezienie się w społeczeństwie wiąże się nie tylko z wykształceniem i dobrą pracą, ale również ze świadomością w jakim kierunku to społeczeństwo zmierza. Jakie są jego problemy, jako narodowej wspólnoty. Warto pomyśleć o systemowych rozwiązaniach problemu integracji.
Krzysztof Łukszta