Od pięciu lat mieszkam w Polsce. Studiowałam w Lublinie i Warszawie ekonomię i stosunki międzynarodowe, miałam zatem okazję rozmawiać z wieloma Polakami i z różnych środowisk.
W dużej części okazywali przychylność i współczucie w związku z rosyjską agresją na mój kraj, natomiast dość często wyrażali niepokój o swoje miejsca pracy i wysokość zarobków w związku z dużą migracją zarobkową z Ukrainy.
Od pewnego czasu, mniej więcej od 2015 roku, słyszę też coraz częściej zapytania o stosunek Ukraińców do UPA, OUN, banderyzmu (w Polsce tak określa się program polityczny OUN-B, a członków OUN-B i zwolenników jej programu politycznego nazywa banderowcami) i rzezi wołyńskiej.
W polskiej narracji historycznej przeważa teza, że środowiska związane z OUN, zwłaszcza z jej “banderowskim” skrzydłem, dokonywały czystek etnicznych na Polakach i Żydach celem utworzenia monoetnicznego państwa ukraińskiego.
Wszelkie symbole związane z OUN jak: czerwono-czarne flagi, marsze mu czci UPA, czy jej komendanta Romana Szuchewycza, są odbierane w Polsce jako akty wymierzone w godność polskich ofiar i przejaw antypolonizmu.
Mnie czerwono- czarna flaga zawsze kojarzyła się z walką narodowowyzwoleńczą, z protestami na Majdanie i oddziałami ATO broniącymi integralności naszych granic na wschodzie Ukrainy i nie miała konotacji antypolskiej. Wszelkie nasze tłumaczenia, że dziś symbole banderowskie mają wydźwięk wyłącznie antyrosyjski, a nie antypolski, nie są uważane za wiarygodne, zwłaszcza że każdy przejaw antypolonizmu na Ukrainie – dla nas oczywisty dowód wojny hybrydowej inspirowanej przez rosyjskie służby – jest w polskich mediach społecznościowych szeroko komentowany jako ilustracja odradzającego się „banderyzmu”.
A może też w naszej polityce historycznej jednak nie warto niektórych naszych „bohaterów” bez komentarza wstawiać do panteonu narodowego? Często bywa tak w historii, że ten sam człowiek jest zdolny do bohaterstwa, do czynów heroicznych, ale popełnia też zbrodnie.
Historii nie zmienimy, ale mamy wpływ na naszą przyszłość. Polska jako kraj sąsiedzki, jako partner była nam przyjazna w trudnym okresie tworzenia się państwowości ukraińskiej po rozpadzie ZSRR w 1991 r. (jako jedna z pierwszych uznała naszą niepodległość), jak i podczas Rewolucji pomarańczowej i rewolucji godności. Polska wspiera też proeuropejskie aspiracje Ukrainy. Społeczeństwo polskie wykazało ofiarność, pomagając nam w pierwszych trudnych miesiącach lat 2014-2015.
Jednak coś jakby w tym przychylnym do nas podejściu się psuje i nie należy zrzucać li tylko winy na działalność rosyjskich służb. Współcześnie Ukraina nie może dać się wyizolować ze społeczności państw europejskich, nie może konfliktować się z sąsiadami w sytuacji, gdy jest przedmiotem agresji ze Wschodu.
Nasza historia jest ważna, ale zostawmy ją historykom i nie dajmy się rozgrywać polittechnologom Kremla, którzy nauczyli się używać historii, by wzniecać niesnaski i nieufność między narodami. Rzetelne badania naukowe i dążenie do ujawnienia prawdy bez względu na to, jaka by nie była, niech będzie naszym orężem przeciwko manipulacji i dezinformacji. Dla nas – młodych Ukraińców – najważniejsza jest przyszłość naszego państwa, jego stabilność, bezpieczeństwo i kondycja ekonomiczna.
W ukraińsko – ukraińskich dyskusjach pamiętajmy, że to wszystko chcą nam zabrać nie państwa leżące na zachód od nas, ale imperium na Wschodzie.
Mając jednak sympatię społeczeństw europejskich, nie przegramy. Podzieleni i pozbawieni wsparcia będziemy łatwym celem.
Mariia Demydiuk