1.06 zakończyły się trwające od kwietnia wieloetapowe wybory parlamentarne w największej demokracji świata. Spośród 969 milionów osób uprawnionych do głosowania w wyborach wzięło udział 642 miliony czyli nieco ponad 66%. Jest to rekordowa ilość ludzi, którzy wzięli udział w jakichkolwiek wyborach.
Choć zwycięstwo odniosła partia BJP (Indyjska Partia Ludowa) premiera Narendry Modiego, uzyskując 240 mandatów na 543 możliwych, trudno mówić o spektakularnym sukcesie. W końcu przed wyborami premier buńczucznie zapowiadał uzyskanie większości konstytucyjnej i samodzielne rządy, na co wskazywały także przedwyborcze sondaże.
Rzeczywistość jednak zweryfikowała te mrzonki. Nacjonaliści hinduscy z BJP wygrali, ale żeby stworzyć rząd musieli wejść w koalicję z mniejszymi, prawicowymi partiami. Koalicja nie jest stabilna i nie wiadomo czy przetrwa całą, 5-cio letnią kadencję.
Wątpliwe jest także czy poradzi sobie z olbrzymimi wyzwaniami, które stoją przed Indiami. Przede wszystkim ze skrajnym ubóstwem milionów obywateli Indii, którzy odcięci są od podstawowych zdobyczy cywilizacji, takich jak dostęp do kanalizacji i bieżącej wody.
Innym problemem jest fatalny stan infrastruktury. Poruszanie się z prędkością maksymalną 40 km/h znacznie ogranicza rozwój gospodarczy i zniechęca inwestorów do lokowania swoich zakładów, a tym samym miejsc pracy poza wybrzeżem.
Do tego dochodzi niestabilność wyrażająca się w licznych konfliktach społecznych, politycznych, religijnych, klasowych, kastowych i etnicznych, które trawią Indie. Ilustracją ich jest konflikt dwóch plemion w jednym ze stanów, który pochłonął już tysiące ofiar przy bierności władz państwowych. Wreszcie napięcia między hindusami, stanowiącymi większość Indii i trzon elektoratu koalicji rządowej, a muzułmanami zamieszkują północne stany i pogranicze Indyjsko-pakistańskie. Kaszmir nadal jest kością niezgody pomiędzy Delhi a Islamabadem.
Sam premier był oskarżany o to, że w 2002 roku, jeszcze jako gubernator stanu Gujarat, w trakcie antymuzułmańskich zamieszek przez 3 dni zachowywał się biernie i nie próbował powstrzymać pogromu. Jego ofiarami padło kilkaset osób, a według niektórych źródeł nawet 2000, podczas gdy 150.000 zostało umieszczonych w obozach dla uchodźców. W czasie gdy Modi był już szefem rządu uchodził za jastrzębia, który domagał się stanowczych rozwiązań przede wszystkim w relacjach z Pakistanem. To on wydał rozkaz nalotów na ten kraj po zamachu terrorystycznym przeprowadzonym przez Pakistańczyków na terenie Indii.
Problemem jest także kwestia milionów nielegalnych imigrantów z Bangladeszu, których rząd Modiego obiecał wydalić, co może doprowadzić do konfliktu z tym państwem.
Coraz wyraźniej zarysowuje się również konflikt z Chinami, który zbliża Indie do Zachodu, a w szczególności do Stanów Zjednoczonych (pomimo niejednoznacznego stosunku do Rosji), z którymi Indie mają dodatni bilans handlowy. Do USA Indie eksportują coraz większe ilości towarów, a także ludzi, którzy lobbują na rzecz Indii, odgrywając coraz większą rolę na polu biznesowym, technologicznym i politycznym. Najbardziej znaną i wpływową w Ameryce osobą o indyjskich korzeniach jest Kamela Harris, wiceprezydent w gabinecie Joe Bidena.
Znacznym problemem jest także korupcja, która w Indiach jest zjawiskiem masowym. Prowadzenie działalności gospodarczej bez wręczania łapówek jest właściwie niemożliwe, a łapówki są po prostu wliczane w koszty prowadzenia firmy.
Wydaje się, że spadek popularności charyzmatycznego premiera, który rządzi już rekordową w Indiach trzecią kadencję, bierze się przede wszystkim z rozczarowania niższych warstw społeczeństwa indyjskiego, które nie partycypuje w indyjskim wzroście gospodarczym, wynoszącym około 7% PKB.
Indie, w których teoretycznie nie ma już systemu kastowego, wciąż zdominowane są przez ludzi wywodzących się z najwyższych kast. Dostosowali się oni do nowych czasów i czerpią największe korzyści z dynamicznego rozwoju Indii. Ludzie biedni, w szczególności pariasi, nadal pozostają na marginesie społecznym.
Reformy Modiego, który próbował urynkowić Indie, przez lata tłamszone przez interwencjonistyczną politykę lewicowego Kongresu Narodowego, doprowadziły do szybkiego wzrostu gospodarczego, ale wzrost ten nie rozkłada się równomiernie. Najbardziej zyskało wybrzeże i największe miasta, jak Delhi.
Hindusi wydają się też być nieco zmęczeni kultem jednostki, propagowanym przez partię premiera. Dość powiedzieć, że w manifeście wyborczym BJP nazwisko i zdjęcia Modiego pojawiły się kilkadziesiąt razy. Wcześniej obiecywał, że w jego partii zawsze będzie się przedkładało naród ponad jednostkę, co miało odróżniać BJP od INC, po dzień dzisiejszy zdominowaną przez rodzinę Gandhich, rządzących Indiami przez kilka dekad.
Indie, najludniejsze państwo świata, stoją obecnie na rozdrożu. To jaką drogę wybiorą zadecyduje o przyszłości ich samych, regionu, a w pewnym stopniu całego świata. Warto więc przyglądać się temu, co dzieje się nad Indusem i Gangesem. Tymczasem Polska obecnie nie ma w Indiach swojego ambasadora.
Patryk Patey