W 2014 r nie poddał się antyukraińskim nastrojom. Dyskutował ze znajomymi, ulegającymi rosyjskiej propagandzie. Chodził na pro-ukraińskie zgromadzenia.
Nagle ukraińscy aktywiści zaczęli znikać. Najpierw wyłowiono okaleczone zwłoki radnego z partii Batkiwszczyna, Wołodymyra Rybaka. Potem dwóch studentów, Jurija Poprawki i Jurija Diakowskiego. Wyjechał do Kijowa.
Tam poznał ochotników z batalionu Azow. Wielu z nich było jak on, ze wschodu. Z Charkowa, Ługańska, Doniecka. Chcieli odbić swoje małe ojczyzny z moskiewskich łap. Walczył w Donbasie. Niestety, ukraińskie oddziały dopiero uczyły się walczyć. Rosjanie zajęli część Donbasu i mieli ochotę na resztę.
Po trzech latach pobytu na froncie narzeczona postawiła Wasylowi ultimatum. Powrót do cywila albo koniec z nimi. Wrócił do kolegów.
Potem poznał Nadię, córkę zamordowanego przez „separatystów” radnego Słowiańska. Wcześniej była prorosyjska. Nawet studiowała w Moskwie. Politologię.
Przecież mówimy jednym językiem – tłumaczyła ojcu. – Ludzie lepiej żyją. Putin rozprawił się z korupcją i trzyma oligarchów twardą ręką. A Ukraina? Wszyscy kradną, a teraz zachciało im się Europy. I jeszcze NATO. Przecież to Amerykanie. Wszędzie wszczynają wojny. Rosja tylko pomaga napadniętym. Ukraińcy to nacjonaliści. Po co im ten ukraiński? Nie mogą mówić jak my, po rosyjsku?
Chciała go przekonać. Przyjechała do Ługańska. Wtedy go zamordowali. Przyszli, wyprowadzili z mieszkania. Już nie wrócił. Jeszcze razem z matką miały złożyć samokrytykę. Wyjechały do Kijowa.
Z Wasylem rozpoznali się na ulicy. Szybko to poszło. Miłość, małżeństwo, dziecko. Na własne mieszkanie nie mieli szans. Nie z takimi zarobkami. Nie w Kijowie. Coś musieli wymyślić.
Wtedy trafiła się super fucha. Ochrona statków handlowych przed piratami z Somalii. Spokojna i dobrze płatna, bo piratów jak na lekarstwo. Za to oszczędności przybywało na koncie. Jeszcze trochę i kupią własne mieszkanie.
Przyszedł rok 2022. Rosjanie zaatakowali Kijów. Ich Kijów. Jak tylko się dowiedział, zszedł z pokładu w Aleksandrii. Potem Warszawa. W Kijowie spotkał żonę i córkę. Na szczęście były całe i zdrowe.
To żona pierwsza oznajmiła, że ma wrócić na front. Dostał przydział do komandosów. Potem poprosił o Mariupol. Tam walczyli jego koledzy.
Mieli bronić uniwersytetu, ale Rosjanie już tam byli. Pierwsze straty. Dowódca grupy ginie od kuli snajpera. Koledzy chcą się poddać, ale Wasyl postanawia przebijać się do Azowstalu.
– Kto idzie ze mną? – zapytał.
Zgłosił się tylko jeden chłopak, poborowy. Objął dowództwo nad tym dwuosobowym oddziałem. Musieli przejść dwa kilometry. Szli nocami. Dnie spędzali w ukryciu.
Jednej nocy weszli na Rosjan. Było ich czterech.
– Kto wy? – padło pytanie.
– My swoi, Ruscy.
– Skąd.
– Z Samary – odpowiedział Wasyl i poczęstował ich serią z automatu. Usłyszeli jęki i krzyki. Potem strzały. Udało im się uciec.
W końcu dotarli do rzeki, a za rzeką swoi. I znowu strzały. To Ukraińcy wzięli ich za wrogi zwiad. Podnieśli ręce do góry. Na szczęście szybko zjawili się koledzy Wasyla z Azowa. Potem dzień za dniem trwały rosyjskie ostrzały artyleryjskie, bombardowania i szturmy. Mieli coraz więcej rannych i coraz mniej amunicji. Sytuacja staje się beznadziejna.
Dowództwo zaczyna rozmowy o ich poddaniu. Moskale obiecują honorowe traktowanie jeńców, pomoc medyczną i szybką wymianę pod warunkiem podpisania zobowiązania o nie uczestniczeniu w działaniach wojennych przeciw Moskwie. Część chce się bronić do końca. Dowódca chce przede wszystkim ocalić rannych. Przychodzi rozkaz z Kijowa. Mają się poddać. Doszło do porozumień. Ma być dobrze.
Jednak Wasyl dobrze zna Moskali i nie wierzy w żadne zapewnienia. Postanawia zostać. Znajduje kryjówkę. Kanał. Dowódca nie informuje Rosjan o jego istnieniu. Siedzi w swojej norze przez tydzień. Wychodzi, gdy już nie słyszy rosyjskich głosów. Nareszcie świeże powietrze i niebo. W kanale panował taki smród, że nawet moskalskie psy go nie wyczuły.
Przebrał się w cywilne ciuchy. Przemieszczał się z grupkami cywili na północ. Nie miał broni. Na drogach panował chaos. Jeździły ciężarówki z rosyjskim wojskiem i samochody prywatne. Żołdacy plądrowali opuszczone domy. Obok niego szła młoda dziewczyna w podartym czerwonym płaszczyku.
Przechodzili przez typową, posowiecką osadę, parę bloków a wokół step. Pojawili się nagle. Czterej Moskale z bronią. Chyba specnaz, bo karabinki miały tłumiki. Zaczęli zatrzymywać idących. Zobaczyli tę dziewczynę. Od razu ją aresztowali i wciągnęli do bloku. Reszta się rozpierzchła. Jeden sołdat stanął przed budynkiem. Nie wyglądało to dobrze. Wasyl postanowił jej pomóc.
Zaczął myśleć i działać jak automat. Podniósł z ulicy kawałek rozbitej butelki i schował go pod kurtką. Musiał podejść jak najbliżej wartownika.
– Ja ruski – zaczął krzyczeć – żona potrzebuje pomocy! Putin nasz wyzwoliciel!
Zbliżył się na parę kroków.
– Idi w pizdu – warknął sołdat i przeładował automat.
– Trochę wódki, na ranę, zapłacę – powiedział błagalnie, wyciągając zwitek pieniędzy.
Sołdat spojrzał łakomie na pieniądze. Odrobinę za długo. To wystarczyło. Po chwili zwijał się w konwulsjach, z podciętym gardłem. Wasia wziął jego broń i wszedł do środka. Usłyszał spazmatyczny płacz dziewczyny i rechot żołdaków. Byli w mieszaniu na piętrze. Wszedł. Dwa strzały, dwa trupy.
Tego co był na niej walnął kolbą w łeb. Związał i zakneblował. Potem w imieniu państwa ukraińskiego wydał wyrok.
Ciała ukryli w wersalkach. W plecakach znaleźli konserwy, butelkę wódki, suchary i trochę rubli. Przydadzą się.
Bocznymi drogami przebijali się na północ, ku swoim. Mijały kolejne dni. Step powoli zmieniał się w teren z krzewami i kępami drzew. Mieli gdzie się ukrywać.
Pewnego dnia z jednej z takich kęp wyskoczył żołnierz.
– Stać, dokąd.
– My z Mariupola, uciekamy przed wojną.
– Witamy na terytorium kontrolowanym przez wojsko ukraińskie! – żołnierz się uśmiechnął.
Byli uratowani. Wasyl odetchnął. Oby to nie był podstęp. Zaryzykował. Podał numer swojej jednostki i dane. To był zwiad ukraiński. Byli bezpieczni. Jednak dla oficera zeznanie Wasyla brzmiało co najmniej mało wiarygodnie. Na szczęście Kijów potwierdził jego wersję.
Dwa tygodnie z rodziną w Kijowie mijają jak chwila. A potem Wasyl wraca do wojska. Jako instruktor. Ale nie tylko. Przełożeni pozwalają, by z przeszkolonych żołnierzy stworzył oddział do zadań specjalnych na tyłach wroga.
Do żony i córki wróci po wojnie. Teraz ma urlop. Pijemy kawę w Kijowie.
– Jak to wszystko się skończy, napiszę książkę, thriller wojenny – robi przerwę na łyk kawy – nawet nie muszę niczego zmyślać.
– To będzie bestseller – podtrzymuję go w postanowieniu. I mam nadzieję, że czas na napisanie tej książki będzie mu dany.
Mariusz Patey