1.02.2005 roku w internecie została opublikowana lista ponad 160 tys. (w tym około 120 tys. niepowtarzających się) nazwisk pracowników służb bezpieczeństwa PRL, ich tajnych współpracowników oraz kandydatów na współpracowników. Została ona wyniesiona z IPN-u przez publicystę Rzeczypospolitej Bronisława Wildsteina. Lista ta, nazywana od nazwiska dziennikarza Listą Wildsteina, wywołała istne trzęsienie ziemi w III RP, porównywalne do Listy Macierewicza z 1992 roku, choć była od niej znacznie większa (Lista Macierewicza zawierała ledwie kilkadziesiąt nazwisk). Do historii przeszła jako „lista agentów” lub „lista ubeków” choć sam Wildstein dementował podobne określenia twierdząc, że pochodzą one od środowisk związanych z Gazetą Wyborczą, które wywołały zbiorową „histerię”, strasząc „polowaniem na czarownice”. On sam zamierzał ją udostępnić jedynie innym dziennikarzom, aby odblokować proces lustracji, który utknął w martwym punkcie.
Z tego powodu poparła go nawet prof. Jadwiga Staniszkis, której nazwisko znalazło się na liście. Niestety jednak nie doszło w tej sprawie do przełomu.
Mimo tego około 50% społeczeństwa pozytywnie oceniło fakt jej upublicznienia. Następstwem afery było dofinansowanie IPN-u, pomimo sprzeciwów lewicy.
Do dziś nie wiadomo w jaki sposób były publicysta Rzeczypospolitej (został z niej wyrzucony w atmosferze skandalu) wyniósł listę z IPN-u. Najprawdopodobniej nagrał ją na dyskietki przy współudziale pracowników Instytutu (być może informatyków).
Dochodzenie w tej sprawie zakończyło się po roku bez wyroku skazującego. Nie udało się także stwierdzić kto udostępnił Wildsteinowi listę. Jest to więc jedna z licznych zagadek III RP.
Kazimierz Grabowski