back to top
More

    Za Dużo Miłości w Jednym Człowieku – Rzecz o Kornelu Morawieckim. Kolejne rozczarowanie legendą?

    Strona głównaFelieton sobotni Jana A. KowalskiegoZa Dużo Miłości w Jednym Człowieku – Rzecz o Kornelu Morawieckim. Kolejne...

    Polecamy w dziale

    W polityce światowej nie ma miejsca dla dwóch Donaldów

    Chociaż Donald Tusk potrafi mijać się z prawdą, to jego zdanie o tym, że w polityce nie ma miejsca dla dwóch Donaldów jest niezmiennie prawdziwe;) Ostatni rok to był jego czas. Teraz znowu nadchodzi czas Donalda Trumpa, a to oznacza koniec Donalda Tuska.

    W gminie potrzebujemy pieniędzy, a nie polityków

    W gminie nie są potrzebni politycy partyjni i ich ideologie. Potrzebni są naturalni liderzy małych społeczności, z których wyrosną naturalni liderzy naszego państwa. Dla dbania o interes wspólny potrzebują pieniędzy własnych, a nie wyżebranych z Centrali

    Nadzieja dla Kotliny Kłodzkiej i Polski?

    Powódź odsłoniła wszystkie mankamenty zarządzania Polską, na poziomie centralnym, wojewódzkim i gminnym. Ujawniła stan faktyczny naszego państwa, które wiecie jakie jest.

    Powódź 2024 – wejdą czy  nie wejdą?

    Ostatni raz takie pytanie zadawaliśmy sobie w roku 1981 i chodziło o wojsko sowieckie. Teraz figlarnie wejście obcych wojsk, tym razem niemieckich, zapowiedział Donald Tusk. Zapytajmy nie o to czy, ale kiedy wejdą i nie PDT, ale Olafa Scholza.
    Jedno się zgadza w postaci Kornela Morawieckiego – że jest legendą. A zatem bajką, klechdą, podaniem ludowym.

    Jedno się zgadza w postaci Kornela Morawieckiego – że jest legendą. A zatem bajką, klechdą, podaniem ludowym. Coś jak legenda o smoku wawelskim. W każdej legendzie tkwi oczywiście ziarenko prawdy.

    Już dawno przymierzałem się do napisania o żywej jeszcze legendzie Solidarności Walczącej – o Kornelu Morawieckim (l. 76). Skoro już napisał o nim i „Super Ekspres”, i Pudelek, to pomyślałem: po co jeszcze ja? Jednak po wysłuchaniu piątkowego Poranka Wnet coś we mnie pękło. To była kropla, która przelała czarę goryczy. Dlaczego? Bo dowiedziałem się od Marszałka Seniora, że:

    • Polska, jeżeli chce być państwem poważnym, musi włączyć się w budowę europejskiego wspólnego domu, od Władywostoku po Atlantyk;
    • Władimir Putin jest demokratycznym przedstawicielem Rosjan;
    • KGB, w odróżnieniu od SB (peerelowskiej bezpieki), była formacją patriotyczną, bo służyła swojemu państwu i narodowi;
    • to skandal, że państwo ukraińskie wymusza naukę swoich obywateli w języku ukraińskim, a najlepszym przywódcą ukraińskim był  pro-rosyjski Janukowycz, obalony przez Majdan;
    • Rosja rękami i nogami broni się już od czterech lat, żeby nie wziąć Doniecka;
    • i na pewno nie zagraża już Polsce, skoro Związek Radziecki pokojowo się rozpadł.

    Na zakończenie Morawiecki Starszy powiedział, że Polska musi odpowiedzieć na te zagadnienia-pytania, jeżeli w ogóle chce się liczyć na arenie międzynarodowej. Krzysztof Skowroński bronił się jak mógł przed odpowiadaniem na te podstawowe pytania (według Morawieckiego). I słusznie, bo jak można odpowiadać na tak szkodliwe brednie?

    Pomyślałem o pośle od Kukiza, nie o Sylwestrze Chruszczu, ale o Adamie Andruszkiewiczu. Przecież szkoda młodego człowieka, żeby wiązał się z takim fałszywym autorytetem. Bo wygląda na to, że SB, ta wstrętna SB, która służyła KGB, czyli patriotycznej  rosyjskiej formacji, wykreowała cały wór autorytetów, legend podziemia. Mieliśmy przecież nie tylko Lecha Wałęsę, ale też Bogdana Borusewicza, Zbyszka Bujaka, Władka Frasyniuka, czy nawet samego Adama Michnika, który w więzieniu książkę napisał w czasie, gdy nieżyjącemu już Brunonowi Ponikiewskiemu służba więzienna w odbycie sprawdzała, czy nie ukrywa najmniejszego karteluszka. Czy do tego panteonu powinniśmy zaliczyć również porankowego rozmówcę?

    Jedno się zgadza w postaci Kornela Morawieckiego, to że jest legendą. A zatem bajką, klechdą, podaniem ludowym. Coś jak legenda o smoku  wawelskim. W każdej legendzie tkwi oczywiście ziarenko prawdy, inaczej nie przemawiałaby do wyobraźni milionów. W przypadku Kornela Morawickiego zgadza się (prawdopodobnie) jego nazwisko i data urodzenia. I to, że z wykształcenia jest fizykiem. Natomiast to najważniejsze, co powinno przemawiać do wyobraźni młodych ludzi (uwaga, pośle Andruszkiewiczu!), jego heroiczna podziemna walka z komuną, wcale już takie oczywiste nie jest.

    Dlaczego? Odpowiedź, po prześledzeniu podziemnych losów naszego bohatera i jego rozumowania, wydaje się dziecinnie prosta. To miłość, nieograniczona żadnymi normami i zakazami miłość, uniemożliwiała Kornelowi Morawieckiemu walkę z komuną. Komunizm, przypomnijmy, to był zaprowadzony po II wojnie światowej w połowie Europy system walki o pokój i o miłość przez  nasz bratni naród rosyjski. Nad wcieleniem w życie tego wielkiego dzieła, przerastającego zwyczajną miłość chrześcijańską, czuwały odpowiednie służby, czyli KGB i GRU – patriotyczne służby naszego Wielkiego Brata. Kornel Morawiecki nie mógłby przecież działać na ich szkodę. Sądząc z jego wypowiedzi w Poranku, powinien im dzielnie pomagać. Bo Kornel Morawiecki, ta wielka legenda Solidarności Walczącej, już wtedy musiał zadawać sobie zasadnicze pytania. A najpóźniej od momentu związania się z rosyjskim uciekinierem Iwanowem, obecnie profesorem Iwanowem, którego od wielu lat próbuje legendować jako bojownika o paneuropejską miłość.

    Ta post-chrześcijańska miłość (nie tylko do Rosjan i całego świata [z wyłączeniem Amerykanów]) kazała Kornelowi Morawieckiemu spłodzić czwórkę dzieci z jedną żoną, kochać w tym samym czasie inną – swoją prawą rękę w SW, a w międzyczasie uwieść koleżankę córki, podczas bohaterskiego odpoczynku po trudach walki o miłość globalną. A później też zrobić jej dziecko.

    Czy taka osoba może być legendą? Oczywiście natychmiast odpowiem. Kornel Morawiecki, człowiek wielkiej miłości, przekraczającej chrześcijaństwo i nasze najśmielsze przyziemne wyobrażenia o tym uczuciu, jest idealnym materiałem na to, by stać się legendą nie tylko Solidarności Walczącej, ale całej Solidarności. Całego Świata i Kosmosu. Legendą czyli bajką, baśnią, klechdą … bujdą na resorach.

    Jan Kowalski

    Jan A. Kowalski
    Jan A. Kowalski
    Jan A Kowalski, rocznik 1964. Od roku 1983 działacz Liberalno-Demokratycznej Partii Niepodległość, od 1985 redaktor „małej” Niepodległości (ps. Azja Tuhajbejowicz). Autor „Dziur w Mózgu” i „Wojny, którą właśnie przegraliśmy”.

    Ostatnie wpisy autora

    Nowa Konstytucja