300 zł należy się każdemu uczniowi w pełni sprawnemu do 20 roku życia i niepełnosprawnemu do 24 roku życia. Powtarzam: każdemu. Po co w związku z tym wypełnianie liczącego 9 stron formularza?
Co parę lat powtarza się ten sen: siedzę na lekcji matematyki w ostatniej klasie liceum i kompletnie niczego nie rozumiem. I nie mam żadnych wątpliwości: nie zdam. Zlany potem, uświadamiam sobie wreszcie, że to nic takiego, bo przecież zdałem już maturę, na tróję, ale zdałem. I wtedy się budzę, szczęśliwy, że nie muszę znowu chodzić do szkoły. Jak to dobrze, że nie muszę znowu być młody.
Nie stresuje mnie początek września ani w stosunku do własnej osoby, ani w stosunku do moich dzieci. Też już zdążyły z obowiązku szkolnego wyrosnąć. Dlatego, wylegując się we wrześniowych promieniach nadmorskiego słońca, nie zainteresowałem się początkowo tym nowym rozdawnictwem rządu. I tak nic mi się nie należy. Zrobiłem to dopiero teraz, po oficjalnym odpaleniu kampanii samorządowej i ogłoszeniu kolejnej piątki Mateusza Morawieckiego (o tym następnym razem). I aż za głowę się złapałem.
Już uczniom klas siódmych szkoły podstawowej, na lekcjach wiedzy o społeczeństwie powinno się przedstawiać filozofię tego pomysłu. Mam nawet pomysł na temat lekcyjny: „Na przykładzie 300+ udowodnij, dlaczego nie udało się naprawić Rzeczypospolitej”.
Myślę, że myślący 14-latkowie bez trudu potrafią prawidłowo przeprowadzić ten dowód. Skoro 14-latkowie, to może my też spróbujemy?
Po pierwsze, 300 złotych należy się każdemu uczniowi w pełni sprawnemu do 20 roku życia i niepełnosprawnemu do 24 roku życia. Powtarzam: każdemu. Po drugie, po co w związku z tym wypełnianie liczącego 9 stron formularza w wersji papierowej lub elektronicznej? Po kiego grzyba?, jakby kiedyś zapytali nastolatkowie. Po trzecie, jeśli premier polskiego rządu publicznie obnosi się z faktem wypełnienia przez Polaków 2,5 miliona nikomu niepotrzebnych formularzy, to należy założyć, że:
a) albo nie rozumie tego, że tym samym ośmiesza się przed 14-latkami;
b) albo traktuje nas, jakbyśmy jeszcze 14 lat nie skończyli.
Z takim poczuciem humoru premier polskiego rządu powinien zasilić co najmniej jakiś kabaret.
Załóżmy jednak, że Mateusz Morawiecki wcale nas nie wkręca i nie zawoła za jakiś czas: a kuku!, daliście się nabrać. W takim wypadku możemy przewidywać jedynie czarny scenariusz dla Polski. Dla Polski, bo dla Obozu Zjednoczonej Prawicy sytuacja rozwija się nad wyraz pomyślnie. Kolejne rozkręcane przez rząd programy socjalne, według schematu 300+ oczywiście, rozładowują zapotrzebowanie na pracę w państwowej biurokracji w rosnących szeregach Obozu.
Ktoś przecież zaufany, najlepiej żona, dzieci albo inny pociotek, musi te formularze przyjmować, przeglądać, segregować. Sprawdzać, czy nie brakuje kropki lub przecinka. A tych elektronicznych robić kopie papierowe. Kupa roboty, dla każdego (swojego) wystarczy.
Jak to się skończy? Przewidywanie jest nad wyraz proste. Obóz Dobrej Zmiany poprzez określoną stymulację programów socjalnych przejmie na własność każdą najmniejszą posadę w państwie, łącznie z żoną sołtysa, i odtrąbi swój wieczny tryumf. W chwilę później Polska definitywnie zbankrutuje, a niedługo później upadnie.
Jednak Jan mam na imię, a nie Kasandra, dlatego na koniec odrobina nadziei. Po kolejnym powstaniu z ruin wszystkie polskie dzieci w wieku 14 lat bez trudu będą potrafiły odpowiedzieć na pytanie o główną przyczynę upadku Polski w XXI wieku, 300+ podając jako przykład.