Jeszcze się śmiejecie z wypowiedzi Donalda Trumpa i wyliczacie ile Ameryka na tym straci? Czas chyba otrząsnąć się z samozadowolenia. Prezydent USA właśnie finalizuje umowy handlowe z większością państw świata.
Najpierw dogadał się z Wielką Brytanią. W ostatnich dniach osiągnął porozumienie celne z Japonią (15% cła na japoński eksport i otwarcie japońskiego rynku na produkty amerykańskie), Wietnamem (20% [i 40% na chińskie produkty ukryte pod marką Wietnam]) i Indonezją (19%). W zasadzie pozostały do przekonania tylko Chiny. I to do 1 sierpnia na pewno się nie uda.
Gdy śledziliśmy czy Donald Trump zaliczy kolejny dołek na swoim polu golfowym w Szkocji, za kulisami trwały ostatnie ustalenia z Ursulą von der Leyen. Zakończyły się dla USA sukcesem. Unia Europejska zostanie obciążona 15% cłami na prawie wszystko, poza 50% na stal i aluminium. UE zgodziła się też zakupić amerykański gaz skroplony za 750 mld dolarów i zainwestować w USA dodatkowe 600 mld USD.
Dlaczego Donald Trump odnosi sukcesy w negocjacjach z kolejnymi partnerami handlowymi z całego świata? Ponieważ daje do wyboru: dogadanie się na akceptowalnym dla nich poziomie, albo proponuje wypadnięcie z największego rynku konsumenckiego świata, jakim cały czas są Stany Zjednoczone.
Ale jednostronne cła to nie wszystko. Porozumienia handlowe, jakie zawiera teraz Ameryka, otwierają rynki tych państw na amerykańskie produkty przemysłowe, rolne i nowe technologie.
Uczmy się od obecnego prezydenta USA wykorzystania potencjału własnego państwa do osiągania wymiernych korzyści. Nie ma tu znaczenia, że jesteśmy 10-krotnie mniejszym rynkiem ludnościowo. 38 mln obywateli to tyle samo potrzeb konsumpcyjnych. W żadnej mierze przez okres ostatnich 35 lat nie wykorzystaliśmy naszego potencjału. Daliśmy się jedynie ograbić i podbić ekonomicznie, a nasi politycy nazwali ten proceder pomocą udzielaną Polsce przez Unię Europejską.
Bartosz Jasiński



