Pierwszego dnia konferencji w Monachium głos zabrał wiceprezydent USA J.D. Vance, który w ostrych słowach skrytykował europejskie elity: odwrót od tradycyjnych, chrześcijańskich wartości współdzielonych z Amerykanami, cenzurę i zwalczanie wolności słowa, ignorowanie woli wyborców, kryzys migracyjny a nawet anulowanie wyborów, gdy wyniki są niepomyślne (podał przykład Rumunii).
Przemówienie wywołało falę oburzenia w wielu krajach europejskich ze strony establishmentu, ale też kilka głosów pochlebnych namawiających do pokory i refleksji.
Przyjrzyjmy się co na ten temat mieli do powiedzenia politycy, media i eksperci.
Wystąpienie Vance’a spotkało się z ostrą reakcją ze strony niemieckiego ministra obrony Borisa Pistoriusa, który zarzucił wiceprezydentowi USA, że zakwestionował demokrację w Europie i porównał sytuację w części kontynentu do sytuacji w autorytarnych reżimach.
Szef MSZ Francji Jean-Noel Barrot oświadczył w sobotę na serwisie X, że „nikt nie może narzucać swego modelu” Europie i zapewnił, że wolność słowa jest w niej przestrzegana.
Były premier Szwecji Carl Bildt nazywa przemówienie Vance’a „znacznie gorszym niż oczekiwano”. — W najlepszym wypadku, było ono całkowicie nieistotne dla europejskich i globalnych kwestii bezpieczeństwa. W najgorszym — była to rażąca ingerencja w niemiecką kampanię wyborczą na rzecz skrajnie prawicowej AfD – powiedział polityk.
Minister gospodarki i klimatu RFN Robert Habeck stwierdził nawet, że najbardziej adekwatną odpowiedzią na słowa amerykańskiego polityka byłoby dosadne „zajmij się swoimi sprawami”.
Robertowi Habeckowi, prowadzący debatę telewizyjną w związku ze zbliżającymi się wielkimi krokami wyborami na stanowisko kanclerza, przypomnieli jego reakcję na mowę wiceprezydenta USA i zapytali „czy sądzi, że Amerykanów to interesuje”. Habeck stwierdził: „Myślę, że to ich nie interesuje, ale też uważam, że Niemców nie interesuje to, co Amerykanie im doradzają w kwestii wyborów (do Bundestagu – PAP). Nie będziemy w tej sprawie słuchać wątpliwych wiceprezydentów (…) administracja Trumpa rozpoczęła frontalny atak na zachodnie wartości”.
Friedrich Merz już wcześniej skrytykował przemówienie Vance’a w Monachium. W rozmowie z korespondentką „Deutsche Welle”, lider CDU przyznał, że w rozmowie z wiceprezydentem USA, która miała miejsce jeszcze przed jego wystąpieniem, rozmawiano o cłach, Ukrainie, zdolnościach obronnych Europy i tylko przelotnie o sytuacji wewnętrznej w Niemczech, zaś w swojej mowie „Vance udzielił nam lekcji, jak mamy się obchodzić z partiami politycznymi w Niemczech i z populistami, na co mamy zupełnie inny pogląd”. Merz stwierdził ponadto: „Amerykanie mieszają się w wybory (…) co mnie irytuje, ale nie zaskakuje, bo były zapowiedzi tego typu, odrzucam jednak (tę krytykę – PAP). Nie jest zadaniem rządu amerykańskiego tłumaczyć nam w Niemczech jak mamy chronić demokratyczne instytucje, będziemy szli swoją drogą”.
Z kolei Alice Weidel zapytana o to, czy „ma teraz nowych przyjaciół w Ameryce” odpowiedziała: „Przede wszystkim cieszę się, że Vance w swojej mowie stanął w obronie wolności słowa i przeciwko budowaniu między partiami zapór ogniowych wykluczających miliony wyborców (…) A przyjaciół mamy na zachodzie i na wschodzie, rozmawiamy z Amerykanami, z Rosjanami i z Ukraińcami, ale i z Chinami, ponieważ Chiny i USA są największymi partnerami handlowymi Niemiec”.
Inaczej niż większość niemieckich polityków na słowa amerykańskiego polityka zareagował również Hubert Aiwanger, przewodniczący partii Freie Wähler, będącej drugą siłą w landtagu Bawarii.
„Obejrzałem przemówienie J.D. Vance’a po tym jak kanclerz federalny, Boris Pistorius i Agnes Strack-Zimmermann wyrazili swoje wielkie oburzenie. Pomyślałem, że musiała być to bowiem wyjątkowo napastliwa mowa. Ale moi mili! Jeżeli nie jesteście w stanie wytrzymać (słów Vance’a – PAP), to nie jesteście szczególnie odporni na krytykę. Głównym punktem mowy (Vance’a-PAP) było, że rządzący w demokracji muszą być zdolni do przyjmowania również niewygodnych opinii i nie wolno im ich tłumić, czego najwyraźniej nie umiecie i nie chcecie, o czym świadczą wasze obraźliwe reakcje. (…) Vance powiedział również, że niekontrolowana imigracja szkodzi bezpieczeństwu obywateli. Ale najwyraźniej o tym też nie chcecie słyszeć” – napisał na portalu X Aiwanger.
Media w większości potępiły wystąpienie Vance’a.
„Die Zeit”: Przemówienie Vance’a to uderzenie obuchem. To epokowy zwrot – fundamentem transatlantyckich relacji przestały być wspólne wartości – pisze Anna Sauerbrey na łamach liberalno-lewicowego tygodnika. Zdaniem autorki „Vance w karykaturalny sposób” przedstawił europejskie demokracje i wolności słowa w Europie. Vance pokazał „fikcyjny kontynent”, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Zarzuty dotyczące rzekomej instrumentalizacji wymiaru sprawiedliwości są absurdalne wobec tego, co dzieje się w Ameryce – ludzie Trumpa zwalniają prokuratorów, ignorują wyroki sądów i starają się dyktować sądom, co mają robić. Dlaczego Vence to robi? – zastanawia się komentatorka i wskazuje na dwa możliwe motywy.
Amerykanie przyjechali do Brukseli i Monachium, aby pokazać Europejczykom, że Europa nie będzie traktowana jak partner, lecz jak nieistotny dodatek. Drugim powodem była chęć pokazania nowego sojuszu ruchu MAGA i populistów w Europie. Vance wystąpił nie tylko jako przedstawiciel państwa USA, lecz także jako ambasador globalnego ruchu populistów. Ich celem jest osłabienie partii konserwatywnych Europie. Wystąpienie Vance’a było „instrumentem nowej ciemnej amerykańskiej soft power”, która od Waszyngtonu sięga aż do Europy.
Istnieją dwie transatlantyckie relacje – pierwsza dawna gospodarcza i polityczna, która na razie nie zostanie wypowiedziana, i druga o populistyczny sojusz, który walczy o dominację – podsumowuje komentatorka.
„Der Spiegel”: Europejczycy pozostali sami. „Czołowi politycy europejscy nadal liczą na to, że Stany Zjednoczone zmuszą Putina do sprawiedliwego pokoju w Ukrainie. Trump i Vance uzmysłowili im teraz, że uważają ich za zbędnych” – pisze Markus Becker. Wiceprezydent USA dostrzega w europejskich rządach większe zagrożenie niż we Władimirze Putinie, który napadł zbrojnie sąsiedni kraj. Nie widzi też podstawy do wspólnej obrony. „Bez przesady można powiedzieć, że było to historyczne przemówienie” – kontynuuje autor.
„Reakcje w Europie sprawiają wrażenie bezradnych i rozpaczliwych” – ocenił komentator. Trump „obdarował” Putina dowartościowując go rozmową telefoniczną, zrezygnował z roszczeń do utraconych obszarów, a także zdjął ze stołu członkostwo w NATO.
„Europejczycy powinni wreszcie zaakceptować prawdę, która zaznaczała się od lat, a teraz uderzyła w nich z pełną siłą – Stany Zjednoczone przestały czuć się odpowiedzialne za bezpieczeństwo Europy. Najwyższy czas, aby sami się o to zatroszczyli, nawet jeśli będzie to kosztowało” – podsumowuje komentator „Spiegla”.
„Frankfurter Allgemeine Zeitung”: Zimny prysznic dla Europy. „Czy warto jeszcze bronić Europy? Wiceprezydent Vance zgłasza wątpliwości. To nowe paliwo w kampanii wyborczej w Niemczech” – pisze Nikolas Busse. W wystąpieniu na forum Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, zamiast mówić o polityce obronnej, poinformował uczestników, że to nie Rosja lub Chiny są zagrożeniem, lecz to, co nazwał „odejściem Europy od jej wartości”.„Vance połączył wojnę kulturową amerykańskiej prawicy z pomocą dla sojuszników” – pisze autor. Wiceprezydent USA zwrócił uwagę, że Ameryka broni europejskich krajów, które „nie słuchają swoich narodów”.
Wystąpienie Vance’a jest „paliwem” dla niemieckich polityków biorących udział w przedwyborczej kampanii – uważa komentator. Niemiecka klasa polityczna myśli zupełnie inaczej niż amerykański polityk, a przemówienie prezydenta Niemiec Steinmeiera było na to dowodem.
„Sueddeutsche Zeitung”: Europa musi skończyć z użalaniem się nad sobą. „Donald Trump jest pod względem polityki bezpieczeństwa katastrofą” – pisze Hubert Wetzel dodając, że pogląd, iż bogaty kontynent, jakim jest Europa, nie jest w stanie uzbroić się przeciwko państwu średniej wielkości, jakim jest Rosja, jest absurdem.
„W niespełna miesiąc Trump ciężko zaszkodził Sojuszowi budowanemu przez 80 lat. Nikt nie wie, jaką wartość ma jeszcze NATO. Można oczywiście rwać sobie włosy z głowy, żalić się, ryczeć i zgrzytać zębami, ale to nie zmieni sytuacji. Alternatywnym rozwiązaniem byłaby mobilizacja i próba zmiany sytuacji własnymi siłami. „Europa nie musi być bezwolnym dodatkiem do USA ”– podkreślił komentator.
„Obecnie Europa jest w szoku wywołanym zdradą i upokorzeniem przez Trumpa. To zrozumiałe. Szok, wściekłość i strach nie mogą jednak decydować o przyszłości. W Białym Domu rezyduje teraz nowy pan. Europejczycy nie są jego wyrobnikami. A Trump nie może ich wyrzucić z Europy” – czytamy w „Sueddeutsche Zeitung”.
Wetzel pisze w podsumowaniu, że Niemcy będą musiały w razie konieczności sfinansować europejską obronę za pomocą wspólnych długów, a nowy niemiecki kanclerz będzie musiał rzeczywiście przejąć kierownictwo w Europie.
„Bild”: Nie czas na dąsanie się na Amerykę. Komisja Europejska miałaby być groźniejsza od Chin i Rosji? Poważnie? – pyta Jan Schaefer w „Bildzie”. Komentator zastrzega, że chociaż zarzuty są absurdalne, to nie czas na odwet wobec Ameryki i na „dąsanie się”. „Stany Zjednoczone są nadal naszym najbliższym i najważniejszym sojusznikiem” – podkreślił dziennikarz. Nasza wolność i nasz dobrobyt nadal zależą od Ameryki. Konieczne jest dozbrojenie Europy, a będzie ono możliwe tylko wtedy, gdy gospodarka znów stanie na nogi.
Jak widać opinie mediów na temat przemowy Vance’a były niemal wyłącznie negatywne. Warto więc dla przeciwwagi przytoczyć zdanie odrębne felietonisty dziennika „Die Welt” Henryka M. Brodera.
„Krytyka Ameryki jest ulubionym zajęciem w Niemczech, wirtualnym barem, przy którym politycy, dziennikarze i członkowie warstw wykształconych spotykają się w celu wzajemnej terapii” – stwierdził Broder i przypomniał, że „zniewaga, która im dolega jest dawna, ale wciąż boli”.
„Jak to było możliwe, by niemiecki nauczyciel, często znawca Hegla, Kanta czy Nietschego, musiał być oswobodzony z narodowego socjalizmu przez czarną, humanoidalną, żującą gumę istotę z Alabamy; dlaczego rdzenny nadczłowiek nie uczynił tego o własnych siłach? Oto jest pytanie, które niczym chmura pyłu unosi się w każdej przestrzeni, w której rozprawia się o Ameryce i jej +pysze+” – zastanawiał się w swoim felietonie niemiecki publicysta. „A kiedy Amerykanin w dodatku staje się bezczelny i radośnie okazuje swoją retoryczną przewagę, to musi zostać przywołany do porządku. (…) Tak, wystąpienie J.D. Vance’a na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium było ingerencją w wewnętrzne sprawy Republiki Federalnej Niemiec! Thank you, J.D., come back and do it again!” – podsumował Broder.
A w Polsce?
Premier Donald Tusk także skomentował przemówienie, ale nie odniósł się bezpośrednio do amerykańskiego wiceprezydenta, a do jego cytatu z Jana Pawła II. „Każdy, kto cytuje słowa Jana Pawła II 'nie lękajcie się’, powinien pamiętać, że miały one na celu wzmocnienie oporu narodu polskiego przeciwko dominacji rosyjskiej” – napisał Tusk na platformie X.
W zupełnie innym tonie napisał były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.
– Sytuacja jest rzeczywiście bardzo poważna! Dziękuję za Twoje słowa w Monachium – napisał w mediach społecznościowych Zbigniew Ziobro. Były minister sprawiedliwości zwrócił się do J.D. Vance’a, aby pochwalić jego przemówienie na konferencji w Monachium.
„Lewicowe elity w Brukseli podstępnie ingerują w wybory, stosując szantaż finansowy. Dokładnie tak obalony został prawicowy rząd w Polsce! Zmuszają suwerenne państwa do podporządkowania swoich konstytucji prawom narzucanym przez biurokratów UE, podważając tym samym niezależność państw członkowskich” – napisał Zbigniew Ziobro.
Były minister stwierdził także, że te same osoby „paraliżują gospodarkę” narzucając kosztowne rozwiązania w sektorze przemysłowym i rolnym. Dodał, że odrzucane są wszystkie wartości chrześcijańskie, a narzucane te, które „Jan Paweł II nazwał kulturą śmierci”.
„Wlewają miliardy w propagandę, finansują media i organizacje lewicowe, aby atakować tożsamość chrześcijańską i rozmontowywać nasze tradycje. Europa musi się obudzić!” – napisał polityk PiS.
Kto w tym sporze ma rację?
Z jednej strony wystąpienie Vance’a jest rozczarowujące z tego względu, że nie pojawia się w nim w ogóle kwestia zagrożenia rosyjskim lub chińskim imperializmem. Z drugiej wiceprezydent USA ma rację mówiąc o problemach trawiących Europę. Odejście od tradycyjnych wartości, dyktat poprawności politycznej, który zamyka usta niepokornym, a w razie niepowodzenia nie waha się nawet anulować wyborów. Tak było w Rumunii i o tym przebąkuje się w Niemczech i we Francji. W państwach tych utworzono tzw. „kordon sanitarny” wokół partii uznawanych za skrajnie prawicowe. Vance poruszył problemy jak najbardziej realne.
Podobnie rzecz się ma z masową nielegalną migracją, z którą europejskie elity nic nie robią. Ukrywają jedynie skalę problemu. Dochodzą do tego coraz większe problemy gospodarek państw europejskich, wynikające z wdrażania zielonego ładu. Europa traci swoją konkurencyjność i staje się skansenem na tle rozkwitających gospodarek USA i Chin.
Choć dla nas Polaków i mieszkańców Europy Środkowo-Wschodniej największym zagrożeniem jest rosyjski imperializm, to największym problemem UE (i nas) jest polityczna impotencja i implozja. I nic nie wskazuje na to, że obecna europejska elita sobie z tym poradzi.
Czy zatem Unia Europejska przetrwa nadchodzącą burzę? Odpowiedź poznamy niebawem, ponieważ administracja Donalda Trumpa nie zamierza zwalniać tempa.
Patryk Patey