- Nie chcę cię dłużej okłamywać. Źle się z tym czuję. Każdy ma swoją drogę rozwoju, ty swoją i ja swoją, i to na pewno nie jest ta sama droga. Nie chcę wojny. Chcę, żebyśmy się rozstali w zgodzie, dla dobra naszych dzieci.
- A co z nimi?
- Oczywiście zamieszkają ze mną. To chore, żeby dzieci wychowywały się bez matki. To nie jest dobre ani dla nich, ani dla mnie. Już pięć lat mieszkam poza domem.
- Miałyby się przenieść do Wrocławia? Przecież za rok zdają maturę.
- Ooo, nic im się nie stanie. Zresztą Magda i Marta zamieszkają ze mną dopiero od wakacji. A tylko Marysia przeniesie się po półroczu.
- Rozmawiałaś z nimi?
- A ty rozmawiałeś? – zapytała z lekką nutką tryumfu.
Zamilkłem. Pytanie o to, co ze mną, byłoby co najmniej niestosowne. Zrozumiałem tylko, że plan mnie nie dotyczy. Za oknem, chyba dla zwiększenia dramaturgii, kościelny zegar wybił równą godzinę. Dzieci jeszcze spały, w końcu była sobota. Naprzeciwko mnie na kanapie z Ikei siedziała zupełnie obca osoba, która tylko wyglądała jak moja żona.
- O ciebie się nie martwię – przerwała ciszę. – Do tej pory świetnie dawałeś sobie radę beze mnie, poradzisz sobie i teraz. Pamiętasz, mam nadzieję, naszą rozmowę sprzed wyjazdu, że do końca października oddasz mi te pięćdziesiąt tysięcy, które pożyczyłam twojej firmie?
- Jasne, że pamiętam.
- To dobrze, nie chcę konfliktu.
- Jest jeszcze coś. Rozmawiałem z pewną kobietą i chciałbym, żebyś się z nią spotkała. To dotyczy twojego wyjazdu do Egiptu.
- Niby po co miałabym się spotykać z jakąś kobietą? W Egipcie nic się nie działo, zwiedzaliśmy zabytki i tyle.
- Tym bardziej, co ci szkodzi. Zresztą to sympatyczna staruszka, byłem już u niej z Magdą i Martą.
- Czym ona się zajmuje?
- Jest specjalistką od nowych ruchów religijnych – pamiętałem, żeby nie używać słowa sekta. – Twoja wizyta na pewno uspokoi nasze córki.
- Ciekawe, jakich rzeczy nagadałeś im za moimi plecami – już minął jej początkowy spokój. – Nie spotkam się z żadną kobietą!
Wymuszony spokój zaczynał opuszczać także mnie.
- O matko, już dziesiąta – udałem zaskoczonego. – Muszę jeszcze załatwić coś w mieście, a potem jadę do Boguchwały.
- Jak zwykle nie masz czasu, żeby ze mną porozmawiać.
- Przecież wyjeżdżasz dopiero w poniedziałek. Wrócę po południu w niedzielę, to jeszcze zdążymy się nagadać.
Najłatwiej nazwać to ucieczką. Bo to była ucieczka. Niewiele mogłem na to poradzić. Nie byłem w stanie przespać spokojnie nocy z Justyną pod jednym dachem, chociaż spaliśmy w różnych łóżkach i pokojach. Miniona noc była tego jednoznacznym potwierdzeniem.
Próbowałem wykrzesać z siebie resztkę heroizmu, przywołując wspomnienie walki z komuną. Ale wyszło, że mój najbardziej bohaterski czyn to była właśnie ucieczka.
Jechałem do Boguchwały, gdy zadzwoniła Marta.
- Cześć, tato, mama się zgodziła spotkać z tą kobietą.
- To super – ucieszyłem się. – Czyli jednak zostaje do wtorku?
- Mama umówiła się z nią na niedzielę wieczór w jej mieszkaniu.
- A niby w jaki sposób? Przecież Ślepecka wyjechała. Zapadło milczenie.
- Tato, ona nam wtedy dała numer swojej komórki, w tajemnicy.
Już niczego nie rozumiałem. Pomyślałem, że dobrze by było, gdybym przekazał Ślepeckiej treść mojej rozmowy z Justyną. Marta miała opory.
- Tylko wytłumacz nas jakoś.
- Córeczko, nie takie rzeczy potrafię wytłumaczyć. Trzymaj się, pa.
- Ty też, tato, się trzymaj i pozdrów wszystkich w Boguchwale. Chciałyśmy, żebyś wiedział, pa.
Każdy ma swoje metody. Nie zamierzałem ingerować w sposób pracy nikogo, jeśli miało to przynieść sukces. Tylko dlaczego w czasie rozmowy ze mną twierdziła, że w sprawach związanych z sektami nie może się umawiać poza ośrodkiem i bez obecności księdza?
- Witam, mówi Kuba Czerwiński. Wydusiłem telefon do pani od córek.
- Nie mogę teraz rozmawiać.
- Ja króciutko. Chciałem tylko, żeby pani wiedziała, żona zaproponowała łagodne rozejście.
- Tak myślałam. Niech pan zadzwoni w poniedziałek. Powodzenia.
W Boguchwale panował jeszcze smutek po śmierci mamy, dlatego bez trudu udało mi się ukryć dodatkowe zmartwienie. Nawet niedzielny rosół i udko z koguta niewiele zdziałały. Wróciłem do Niegodzic późnym wieczorem. Dzieci już rozeszły się do swoich pokoi. Na ulubionej kanapie z Ikei siedziała moja żona. Była rozluźniona i wyglądała na zadowoloną. Na stoliku stała herbata i lampka czerwonego wina.
- Napijesz się?
- Dzięki, wiesz, że nie przepadam za czerwonym winem.
- To może zrobić ci herbatę?
- Okej. Pownoszę tylko rzeczy.
Po paru minutach siedziałem w fotelu i czekając, aż herbata przestygnie, podgrzewałem w dłoni kieliszek pliski.
- Rozmawiałeś wcześniej z tą kobietą? – zapytała, uśmiechając się.
- Tak.
- I czego się spodziewałeś po mojej rozmowie z nią?
- Niczego. Chciałem po prostu, żebyś z nią pogadała.
- To dobrze – była rozbawiona. – Nagadałyśmy się, bardzo miła staruszka.
Zaczynałem rozumieć. Justyna śmiała się ze mnie, z lekką pretensją, że jej nie doceniam i wystawiam przeciwko niej jakąś staruszkę. W dalszym ciągu nie była tą Justyną sprzed Egiptu. Różnica nie była już tak uderzająca, jak wtedy na dworcu, ale jeszcze mówiła inaczej. Nawet inaczej budowała zdania. Ja znałem ją osiemnaście lat, a Ślepecka zobaczyła
ją po raz pierwszy. Siedzieliśmy, nigdzie się nie śpiesząc. Pomyślałem, że instrukcje Ślepeckiej nie mają już większego sensu.
- Nie musiałaś tego wszystkiego robić, żeby się ze mną rozstać. Już pięć lat temu powiedziałem, że możesz odejść. Nie udało ci się mnie pokochać – trudno, pogodziłem się z tym. Opowiem ci o Piłsudskim. Znana postać i bohater. Gdy chciał się ożenić z rozwódką, a jak wiesz, Kościół katolicki nie uznaje rozwodów, to przeniósł się do ewangelików. Rozszedł się z nią parę lat później i związał z młodą bojowniczką, a na starość, po śmierci tej pierwszej, wrócił do Kościoła katolickiego. I wziął ślub katolicki. Można się spierać, czy dobrze zrobił. Gdybyś tak zrobiła, nie miałbym do ciebie pretensji. Teraz, w dobie ekumenizmu? Ale ty wymyśliłaś coś innego. Religia, która tłumaczy wszystkie nasze słabości i grzechy, i nakłania, żebyśmy je zaakceptowali, bo wtedy bardziej jesteśmy sobą, to nie jest żadna religia. To, co głosi twój Autori, to antyreligia, to czyste zło.
- Nie wiem, o czym mówisz. Jaki mój Autori?
- Nie wiesz, komu płaciłaś? Czytałem mejla od Jankowskiej.
- Jakim prawem czytasz moją prywatną korespondencję?
- Córki mi go pokazały, martwimy się o ciebie. Możesz to zrozumieć?
- Niepotrzebnie, u mnie wszystko w porządku. Zrozumiałam tylko, że nie mogę dłużej tak żyć.
- Przecież on was strzyże jak barany. Według moich szacunków, za te parę dni skasował was na sześćdziesiąt tysięcy. To ma być prorok? Z tego, co pamiętam, prorocy nie opływali w luksusy, nie żądali wysokich gaż, byli raczej prześladowani za swoje poglądy, bo to nigdy nie były gładkie gadki. Najczęściej ich zabijano.
- Nie znam Autoriego. A księża nie zbierają na tacę? Skończyły mi się argumenty.
- Nie mam do ciebie pretensji – powiedziała po chwili. – Po prostu tak zostałeś wychowany i już się nie zmienisz.
Rzeczywiście, tak zostałem wychowany. I nie zamierzałem się zmieniać. Ale teraz zaczynało się ze mną dziać coś dziwnego. Wraz z wypijaną herbatą i bułgarską brandy minęło mi początkowe rozedrganie, a nawet zacząłem odczuwać błogi spokój. Zadowolenie powoli rozlewało się po całym moim ciele, docierając wreszcie i tam, piętnaście centymetrów poniżej pępka. Gdyby teraz Justyna zaproponowała mi wspólne pójście do łóżka, nie wiem, czy bym odmówił. Popatrzyłem w jej oczy i to, co zobaczyłem, natychmiast mnie otrzeźwiło. Jej szaroniebieskie tęczówki zniknęły, jakby ich nigdy nie było. Patrzyła na mnie wielkimi, czarnymi dziurami jak na ofiarę, którą za chwilę ma połknąć. Nie czułem się na tyle mocny, żeby wytrzymać to spojrzenie. Szybko spojrzałem na stolik.
- Idź pierwsza do łazienki, muszę się wyspać. Jutro rano jadę do Łodzi.
To była najgorsza noc w moim życiu. Nie wiem, czy zasnąłem dłużej niż na parę minut. Wreszcie zacząłem rozumieć, co oznacza termin ‘arytmia serca’. Moje serce to zwalniało, to waliło jak oszalałe. Do tego dołączył koszmarny lęk. Podczas jednego z napadów lęku wstałem z łóżka. W ciemności mój wzrok natrafił na dziwne, fluorescencyjne światło. Po dłuższej chwili dotarło do mojego mózgu, że to różaniec. Przeleżał na tej półce dwa lata. To
był prezent od teściowej z jej pielgrzymki do Rzymu. Kosztował pewnie z dziesięć złotych, plastikowe paciorki nawleczone na sznurek. Ponieważ dostałem też włoskiego stocka 0,7 litra, dlatego bardzo łagodnie wyraziłem swoje zdanie na temat jakości różańca.
- Nieważne, ile kosztował, ale sam papież go poświęcił – powiedziała teściowa. – I do tego świeci w nocy.
Rzeczywiście świecił. Od tej nocy stał się moim drugim różańcem w życiu, bo z pierwszym, od Pierwszej Komunii Świętej, nawet nie wiem, co się stało. Klepanie pacierzy to była dla mnie strata czasu. Dobre dla dewotek i ludzi czekających na śmierć. Kiedy ostatni raz odmawiałem różaniec? Chyba w 1975, podczas nawiedzenia mojej parafii przez obraz Matki Boskiej Jasnogórskiej. Rzecz jasna nie sam, ale w gronie wiernych. Miałem wtedy jedenaście lat. Trzydzieści jeden lat później zacząłem modlić się na różańcu za dziesięć złotych, podarowanym przez matkę kobiety, która właśnie oznajmiła, że nie chce być dłużej moją żoną. Prosiłem Matkę Bożą o ratunek.
Obudziła mnie dopiero Marysia wychodząca do szkoły o 7.30. Jej sióstr, które wyszły z domu godzinę wcześniej, nie słyszałem; znak, że w końcu zasnąłem. Powlokłem się do kuchni. Justyna siedziała przy stole. Włączyłem czajnik.
- Zrobiłam ci kawę – powiedziała.
- Dzięki, to może tobie zrobić?
Nie zobaczyłem przed nią żadnego kubka.
- Śpieszę się, chociaż może to dobry pomysł.
Zalałem kawę w moim ulubionym żółtym kubku. W domu mieliśmy trzy rodzaje kubków, oczywiście wszystkie z Ikei. Żółte, z których został już tylko jeden, i dwa rodzaje białych. Dopiero podając kawę na stół zauważyłem, że przede mną stoi ten, z którego po prostu nie lubiłem pić. Miał małe uszko, do którego można było włożyć tylko jeden palec, i za małą podstawę. Zawsze musiałem uważać, żeby go nie przewrócić. Zwykły bubel.
- Pozwolisz, że wypiję z mojego ulubionego kubeczka?
Przesunąłem ostrożnie biały bubel po stole. A przed sobą postawiłem gorącą kawę w moim ulubionym kształcie i kolorze.
- Będziesz mogła szybciej wypić.
Wzruszyła ramionami. Posiedzieliśmy chwilę w milczeniu.
- To ja już muszę iść – powiedziała. – Jadę teraz do miasta, na dwunastą umówiłam się z dziewczynkami, odwiozę je do domu, a po obiedzie jadę do Wrocławia.
- Kiedy przyjedziesz następnym razem?
- Jak zwykle, za dwa tygodnie. Mam nadzieję, że wtedy wszystko ustalimy. Cześć.
- Cześć.
Zostałem sam w domu, za to z dwoma kubkami kawy, bo Justyna swojej nawet nie dotknęła. Nie widziałem nigdzie cukierniczki. Od dwóch lat sypałem jedynie pół łyżeczki do kubka kawy. To było ograniczenie związane ze zmianą naszego życia z rozpasanego na ascetyczne. Z rozwalania kasy na rzecz jej oszczędzania. Najpierw przez tydzień zamiast dwóch łyżeczek słodziłem jedną. A potem zamiast jednej – pół. Herbaty mogłem w ogóle nie słodzić. Gdy przez pomyłkę wsypałem kiedyś dwie łyżeczki, nie mogłem jej wypić.
Gorzka kawa jednak mi nie smakowała. Przypomniałem sobie, że wieczorem piliśmy herbatę w pokoju. Przyniosłem cukierniczkę do kuchni.
Tylko dlaczego ten cukier jest brudny? Nie używaliśmy teraz takich luksusów, jak brązowy cukier. Przyjrzałem mu się. W cukrze było mnóstwo paprochów w kolorze cynamonu. Najpierw przyszło mi do głowy, że rozsypał się którejś córce, a potem szybko go zgarnęła razem z brudami. Nie mogłem zacząć myśleć przed wypiciem przynajmniej łyka kawy, na dodatek po takiej nocy. Powlokłem się do szafki i wyciągnąłem torebkę. Ten cukier był biały. Dopiero gdy kofeina pobudziła moje zmysły, uświadomiłem sobie, że nic się nie zgadza. Po pierwsze, Justyna nigdy tak ochoczo nie robiła mi kawy ani herbaty. Po drugie, popatrzyłem na jej kubek. Nie wypiła nawet łyka, a przecież nawet gdy się śpieszyła, to przelewała gorącą kawę do małego metalowego termosu, który miał stałe miejsce w jej samochodzie. Cholera, przecież to ja miałem wypić tę kawę. Wylałem ją czym prędzej do zlewu. Dopiłem zrobioną przez siebie i postanowiłem się umyć.
Mieszkanie, które wynajmowaliśmy od Parafii Niegodzice, miało fatalny rozkład pomieszczeń. Z kuchni do łazienki przechodziło się przez pokój Marysi i nasz, a właściwie mój, bo przecież Justyna była w nim tylko gościem. Była to zarazem sypialnia, salon i gabinet, w którym biurko z telefonem i komputerem oddzielało nasze małżeńskie łoże od części dziennej. Przechodząc przez pokój Marysi, prawie wszedłem na dużą, czarną torbę Justyny. Była otwarta. Popatrzyłem na nią, przez chwilę walcząc ze starymi nawykami. Dwie książki – chyba książki – lekko wystawały. Wysunąłem delikatnie pierwszą. To była mandala do kolorowania, i to przeważyło. Bez oporów sięgnąłem po drugą. To nie była książka, ale gruby notes zapełniony bazgrołami Justyny. Zacząłem czytać. Było dużo gorzej, niż podejrzewałem. Musiałem szybko działać. Miałem najwyżej trzy godziny na zrobienie kserokopii. Wyrobiłem się w półtorej, z czego godzina zeszła mi na przejazd do Carrefoura i z powrotem. Odłożyłem notes na swoje miejsce. Minęła jedenasta. Mój wyjazd tego dnia nie miał już sensu. Wsiadłem z powrotem do samochodu i pojechałem do Amnezji. O tej porze dnia i roku mogłem być pewny, że nikt nie przeszkodzi mi w lekturze.
14.12.05. Wracam do afirmacji. Nie dam się… Spotkałam się dziś z Jurkiem i dostałam dwa prezenty – książkę „Powrót Małego Księcia” z Aniołem na okładce i zachwyt nad autorką – jutro ją odwiedzę… zaprzyjaźnię może! Smutno mi i żal – dziś powiedziałam mu o moich uczuciach i dobrze się z tym czuję…
Jużwiem,żecośsiękończy!Jużwiem,żeTONIEON.PanieBoże,pomóżmi!Pragnę prostej, czystej miłości… spokoju… spełnienia… boję się, ufam, poddaję…
Narysowałamwreszcietocochciałam…Tojużkoniec…ontegoniewidziinieczuje… Trudno! trudno!
JutropoznampaniąIWONĘ!
Ja Justyna, kocham siebie i ufam swoim wyborom. TyJustyna,kochaszsiebieiufaszswoimwyborom. Ona Justyna, kocha siebie i ufa swoim wyborom.
Ja Justyna kocham siebie i ufam swoim wyborom. TyJustynakochaszsiebieiufaszswoimwyborom. Ja Justyna kocham siebie i ufam swoim wyborom.
TyJustynakochaszsiebieiufaszswoimwyborom. Ona Justyna kocha siebie i ufa swoim wyborom.
Ja Justyna kocham siebie i ufam swoim wyborom. TyJustynakochaszsiebieiufaszswoimwyborom. Ona Justyna kocha siebie i ufa swoim wyborom.
Piątek. Aniele Stróżu, Posłańcu Bożej Miłości, wspomóż mnie, proszę, w tymdoświadczeniu. By moje serce przepełniała miłość, a myśli harmonia. Bym odczuwała radość w każdym spotkaniu z drugim człowiekiem.
Poznałam autorkę książki „Powrót Małego Księcia” – niesamowita kobieta. Chciała mój adres, namiar i wspomniała o ilustrowaniu kolejnej książki. Zobaczymy. B. energiczna, bystra… podobały jej się moje rysunki…
Dostałam kolejny znak, okładkę płyty Grzegorza Turnaua 11:11 – to było niesamowite ją przesłuchać,dokładnie przeczytałamtekstpiosenki11:11 – alenic nierozumiem.Trochę mi smutno… – bo jeślibym miała rozumieć, to może to oznaczać, że coś mi się tu kończy… etap, stan, życie, nie wiem.
Oto słowa: Znów mija ta godzina Co mosty przypomina Prawdziwe jak powietrza stal Lecz każdej stali twardość – Nad marnościami marność – I dni młodości będzie żal. Dwa filary dwie przepaście Jedenaście jedenaście Siebie sobie wyobraźcie I uwierzcie eklezjaście W dość surowy ton. Odwieczne ma ten świat tła Więc misjonarze światła Potrzebni nocą są lecz w dzień – Jedyny nasz obrońca Przed dyktaturą słońca – Niezastąpiony czyha cień. Na zegarze mija właśnie Jedenasta jedenaście Dwa filary, dwie przepaście Jedenasta jedenaście Światła jeszcze nie gaście!”.
11:11
jedenastajedenaściejedenastajedenaście
Mamsineiżółtedokołaoczu,tooduderzenia,mamnadzieję.Jestemwtrakciebadań, muszę to zrobić, bo boję się, że coś jest nie tak.
Ja Justyna kocham siebie i ufam swoim wyborom. TyJustynakochaszsiebieiufaszswoimwyborom. Ona Justyna kocha siebie i ufa swoim wyborom.
WczorajbyłaZocha!Byłook.Byłonawetwzruszająco.
Tematydotyczącebratnichduszitocojestwemnieporuszyłoemocjemojejpanizj. angielskiego…, było jej smutno. Panie Boże pomóż jej.
JaJustynajestemgodnamiłości,wolnomikochaćibyćkochanąijestembezpieczna.
TyJustynajesteśgodnamiłości,wolnocikochaćibyćkochanąijesteśbezpieczna.Ona Justyna jest godna miłości, wolno jej kochać i być kochaną i jest bezpieczna.
JaJustynajestemgodnamiłości,wolnomikochaćibyćkochanąijestembezpieczna.
TyJustynajesteśgodnamiłości,wolnocikochaćibyćkochanąijesteśbezpieczna.Ona Justyna jest godna miłości, wolno jej kochać i być kochaną i jest bezpieczna.
Proszę,żebyświatłoimiłośćzostaływtłoczonewmojeciało.Samotnośćstanowiczęść inicjacji, etap drogi do wszechświata, do wszechmiłości.
Jestto…chybaotentekstchodzi.
Błękitzimnyjakkamień,októryostrząskrzydłaaniołowiewynioślii bardzonieziemscyidąc po szczeblach blasku i po głazach cienia zapadają się z wolna w urojone niebo… lecz po chwili wychodzą jeszcze bardziej bladzi, po tamtej stronie nieba, po tamtej stronie oczu.
Nie mów, że to nieprawda, że nie ma aniołów, pogrążona w sadzawce leniwego ciała, ty która widzisz wszystko w kolorze swych oczu i stajesz syta świata – na granicy rzęs, nie mów, że to nieprawda, że nie ma aniołów…
17.12.05.
Co się dzieje?! Co to znaczy! Panie Boże pomóż! Ochroń mnie, daj mi dużo światła i miłości. Co to jest SOLARI… i te bramy… na co jestem gotowa?! Twin soul nie jest tym samym co mates souls – ależ tak, to oczywiste…
To na co dzisiaj natrafiłam na tyle mnie przeraża i ekscytuje, że chwilowo nie mogę tego czytać.
Jurek nie odzywa się – powtórzy się to co poprzednio… spotka kobietę, na którą czeka, jego zachwyt jest niezwykły… to na pewno nie on – ale jest b. ważny dla mnie.
Autorimarację,tosamotnaścieżka.Bardzochcęsięznimspotkaćinapisać
JaJustynajestemgodnamiłości,wolnomikochaćibyćkochanąijestembezpieczna.
Ty Justyna jesteś godna miłości, wolno ci kochać i być kochaną i jesteś bezpieczna. Ona Justyna jest godna miłości, wolno jej kochać i być kochaną i jest bezpieczna.
NOWYROK!3.01.06
Odszukałamnieautorkaksiążkiizaproponowałazrobienieilustracji. Panie Boże dziękuję ci, proszę cię o trochę światła i dużo miłości.
PomóżmiBoże!Dajmidużodobregoświatłaimiłości.Niewiemcorobić!?Potrzebuję pomocy
Bóg jest miłością – tak powiedziała Klara i tak zakończył Ashan w swojej książce. Dziękuję za każdy dzień! Proszę cię za Dużego, dzieci… daj mi siłę do pracy dziś! 11:11 – już dałam sobie z nią spokój… aż tu nagle tekst G.T. na okładce płyty… 11:11 to moja ulubiona godzina. Pamiętam chwilę, kiedy zobaczyłam ją na moim pierwszym zegarku cyfrowym otrzymanym od ojca. Niedawno dowiedziałam się o istnieniu osób, które przypisują tej godzinie właściwości magiczne. Ci którzy zwracają na nią szczególną uwagę obarczenimają być misją kumulowania światła na naszej planecie. Po angielsku nazywają się lightworkers.
Cel,Cel,Cel
Pragnęugasićtopragnienie,któreszukamiłości,światła,dobraispokoju…
Panie Boże pomóż mi ugasić to pragnienie. Pomóż mi znaleźć tę właściwą jedną drogę, prawdziwą drogę, która doprowadzi mnie do spokoju, harmonii i miłości.
TyjesteśmiłościąPragnęCiebie
Pomóż wszystkim, którzy tego pragną. Proszę daj mi znak jaka jest moja droga tu na ziemi i czego ode mnie chcesz.
Przyjdź do mnie we śnie, w drugim człowieku, czy jak ty wolisz i daj mi zaufanie, pozwól mi na to, naucz mnie tego, daj mi pewność… pomóż w tym, bo dłużej tak nie mogę, ugaś moje pragnienie.
Szukam Cię, szukam Cię i daj mi siły abym mogła to przetrwać… czuję blisko, blisko, że jesteś… Dziękuję ci za wszystko co do tej pory dla mnie zrobiłeś…
Daj mi znak, wyraźny znak czego ode mnie chcesz. Jestem gotowa w poszukiwaniu miłości zrobić wszystko co chcesz, choć będę potrzebowała pomocy.
Uchroń mnie od złego, od cienia, bólu albo daj mi sił, żebym mogła to przeżyć. Co jest dobre, a co nie dla mnie… Pomóż nam…mojemu mężowi i dziękuję ci za miłość, której doświadczyłam. Pomóż Jurkowi, on ciebie też pragnie…
Tyjjesteśmiłością!
Kilkanowychrzeczywydarzyłosię…
- omałocosamochódnienajechałbynamnie
- Sen,wktórymjechałamnaczołówkęniechcącsięratować.
- b.energetycznespotkaniezIWONĄ…
- „Łucja”ifatalnezakończeniezDużym…
- relacjez Klarą…
- –//–spotkaniezMirkiem.
Bojęsię–proszęCięPanieBożepomóż…czujęsięlekkozagubiona. Stachura!… czytam
KsiążkaoDemonach…
Chybaczujęsięzmęczona!Kurwa! Czuję się beznadziejnie!
MamwsobiepustkęidziękujętylkoBoguzaJurka… Panie Boże Pomóż!!! mi
Dziśpotrzebujępostacikobietyimężczyznypojednymskrzydle,przytulenidosiebieiwznoszący się do góry, w przestrzeń! (rysunek)
31.01.07.
Mam taką potrzebę rysowania, a tu nic! Proszę cię Duchu Św. o dar rysowania i bycie kanałem pomiędzy Bogiem a ziemią, posłuż się mną… Dzięki za Jurka, który we mnie wierzy…
SEN:sprzedkilkudni.
Jechałam samochodem (ten znów zaczął mi się śnić) i coś w nim zrobiłam… naglepodnosząc oczy i patrząc przed siebie zobaczyłam, że jadę na czołówkę. Widziałam zbliżające się światła samochodu z naprzeciwka… i po krótkim momencie wahania czy ratować się czy nie, podjęłam decyzję, że nie i postanowiłam jechać dalej… obudziłam się w tym momencie… Co to znaczy… że nie boję się śmierci już… i że tam gdzieś widzę ratunek, spokój, miłość.
31.01. dziś dowiedziałam się o CR… kolejne dwa tygodnie ciężkiej pracy i o tydzień przesunięty urlop… szkoda… Proszę cię Boże o pomoc.
Kilka dni temu Jurek zwichnął sobie prawą rękę… i zadzwonił do mnie o pomoc. Cieszyłam się i jednocześnie zobaczyłam… wiele… co może zmienić wszystko… Dziękuję ci za możliwość pomocy
Spotkałam się z Iwoną… to moja bratnia dusza, która stanęła mi na drodze… aby zbliżyć się do Boga… dzięki Ci… chroń mnie Boże…
Boże, Duchu Święty, Jezu Chryste pomóż mi w tej przemianie… jestem gotowa nawszystko… ale nie wiem jak sobie poradzić.
Czuję,żecośnadchodzi…
MAPAMARZEŃ–CELENATEN ROK
ZBLIŻYĆ SIĘ DO BOGA, PRAWDY I MIŁOŚCI DOŚWIADCZYĆ ŚWIATŁA I MIŁOŚCI IPRZEBACZENIA MIEĆ SUKCESY W PRACY
ZACZĄĆRYSOWAĆ,TWORZYĆ–WYSTAWAWPOŁOWIEROKUNAUCZYĆSIĘJ. ANGIELSKIEGO MIEĆ DOM…
BYĆRAZEMZMOJĄRODZINĄURATOWAĆMOJEMAŁŻEŃSTWO…
To niesamowite, dziś 7.02.06 telefon, zobaczyłam na nim 11:11 – o mało co niezemdlałam… już chyba!? Nie ma drogi odwrotu… Jurek czuje, że coś się dzieje, co mam robić? Panie Boże zrób to co ty chcesz i dziękuje Ci…
Przypomniałam sobie, że dzisiaj na liczniku mojego samochodu zobaczyłam same jedynki 111111… to było chyba tak? Teraz to sobie przypomniałam.
Dziśjakzobaczyłam11:11byłamuradowana…omałoconiezemdlałamwAuchan… Co to wszystko znaczy? Panie Boże! Pomóż.
Kimjestem!?
Patrzącnamojezdjęciemałejdziewczynki…wiemiwidzęśliczną,słodką,poważną, otwartą, ogłębokim spojrzeniu dziewczynkę, która bardzo mi się podoba.
Swegoczasubardzomitopomogło,jakczułamsięopuszczonanajpierwprzezrodziców, potem męża… i przyjaciół.
Jestem dzieckiem Boga, z duszą, która do niego dąży. Tak, czuję, że jestem twoim dzieckiemi zawsze nim byłam i że zawsze byłeś blisko.
Nie można nie kochać takiej dziewczynki, jest wspaniała i zdolna, kochana, ciepła. Dostałam, mam duszę, która mnie prowadzi tam skąd przyszłam, czyli do Boga. Jestem tuna Ziemi, żeby doświadczyć tego co dla mojej duszy jest dobre i co powoduje, że wrastam,że dążę do Boga…
Jakbyłamdzieckiem,tomyślotym,żeżyciekiedyśsię kończynapawałamnieprzerażeniem, nie chciałam o tym myśleć i czułam się nieskończenie przerażona, nie wierzyłam, że to jest możliwe… A.(nioły) przychodziły często we śnie lub tak po prostu.
Ostatnio miałam sen, w którym jechałam samochodem na czołówkę i miałam moment zawahania czy się ratować czy iść po prostu na przód? (tekst niewyraźny). A(nioł) był. A(nioł) widział po prostu światła coraz bliżej i bliżej, obudziłam się.
Dostałam dużo znaków, które mówią mi o przejściu, przekraczaniu, zdarzyły się cuda, czyli coś co na oko wydawało się niemożliwe. (brama żelazna,11, obrazy, poezja)
Zawsze jak cię o coś Boże prosiłam, to dostawałam, nie zawsze jednak pomyślałam, że trzeba poprosić. Wiem, że jestem takim dzieckiem dla ciebie, jak ja sama dla siebie i że kochasz mnie bezwarunkowo, czyli tak jak tego potrzebuje moja dusza. I ja też tu i teraz na ziemi, moje ciało, umysł i emocje tego potrzebują. Wystarczy o to poprosić.
Czuję się ważna i potrzebna, wiem, że mam swoją misję do spełnienia tak jak inni mają… również dla mnie. Czuję się wyróżniona Boże. Dziękuję ci i prowadź mnie tam, gdzie Ty chcesz. Jestem już gotowa, otwarta…
Światło jest tym czymś, co zawsze było mi bliskie, w nim czuję się bezpieczna, wszystko jest w nim jasne, choć czasem widzę drugą stronę światła – „CIEŃ”, którego się boję… na szczęście widzę go z daleka będąc w świetle…
Kiedy jestem w świetle, czasem bliżej czasem dalej… czasem stoję, leżę na progu… topragnę być jak najbliżej.
Zmierzam do Ciebie razem z innymi, zabierając ich po drodze. Wybrałeś mnie a ja mam im pokazać Światło… dałeś mi możliwość pokazywania go Swoją Światłością, lecz również poprzez obrazy, wizerunek… teraz to wiem.
Jestgift,totrzebatorozwijać!
12.30Cokryjesznaswojejdrodze
- teraz
- wprzyszłości
zaufanie–senzzagrożeniemwyłączeniaprądu
poślizg we śnie – może jeszcze brak mi zaufania – za szybko, nie wiadomo, gdzie wyląduję, stracę panowanie, zatoczka – wyhamowanie, przerwa, ratunek dbanie o siebie – pytanie czy dbasz o siebie! – dobrze jest wiedzieć!
Stoję na wzgórzu w prostej, ozdobionej sukience, koło mnie miasto ludzi a ja mam coś na głowie – potwierdzenie
Ochronaprzedzłąenergią–płaszczochronny Autorytet – przykład – Autori… zaufanie
Jestem wspaniała, nie muszę niczego udowadniać Potwierdzenia Przyciąganie, odpychanie Co kreuję teraz?
Światło, miłość, mądrość, odwagę, że jest coś, „COŚ” co jest szalenie potrzebne ludziom. Energia–czujęjaksłużymidoodczytywania,jestznakiemrazemzmoimciałem,ale zaczynamdopiero,przyzwolenienaemocje,tęsknotę,zmieniamkierunek,przypominam sobieiinnym,powodujężeonisobieprzypominają…leczęsiebieiinnych…topoczątek, który znalazłam,długoszukałam początku…Brama mi pomogła…że nic nie muszę robić, wystarczyzaufać,wzaufaniusamoprzychodziotwarciesię…pokazuje,kreujeotwartość, gotowość,pozwalamsobieimojemuciałunatooczymzawszemarzyłamidoczegotęskniłam.
Wprzyszłości:
Będę tym czym będę chciała być – Światłem i będę coraz dalej, bliżej, będę niosła światło tam, gdzie ono mnie zaprowadzi, będę Światłem, które pociągnie innych, przypomni im o Świetle, o tym, gdzie mają iść, czego pragną… pokażę Ziemi jak cudownie jest na ziemi, jak można się nią cieszyć, całym bogactwem, smakiem, miłością ludzi, braci i sióstr… jak być silnym i ufać… będą mi ufać, bo Światłu zawsze się ufa, a ci którzy zaufają mnie, zaufają światłu.
Ta odwieczna tęsknota… wykreuje taką siłę miłości i energii i światła, że nikt obcy tego nie zniszczy, bo w świetle jest siła. Skupię wszystkie dusze bliźniacze, które się nawzajem rozpoznają, będą się delektować spokojem, bo nic innego nie będzie do roboty… odnajdę poprzezkreacjętegowszystkiegoswojąmisjętunaziemi,przypomnęsobieidowiemdzięki
innym braciom i siostrom kim byłam wcześniej. Nie dam się zwieść temu co nie pochodzi od światła…
EGIPT15–24. IX
stronaAutoriego!Popolskuwww.newdiamond.org14–16lipca!–JadwisinŚlęża!3.09.2006
Dziśwydarzyłosięcośbardzoważnego.Przeżyłamprawdziwystrachidziękujęzatoświatłu i górze Ślęża, bo nauczyło mnie to pokory…
Tobyłapróbainauczka…niemożnabyćzapewnymsiebieibyćśmiałą Trochę więcej uważności, zamiast taniej ostrożności…
- Michałostrzegał
- Sesjebez ochrony
- ZosiaSamosia
- Prowadzenie
- inneenergie
- ochronadiamentu
- czysteserce
- gotowość
- pułapkimyślowetostrachpodsuwami,żebyzrezygnowaćzwyjazdudoEgiptu
- przeszkody!
- Umiejętnośćodczytywaniaznaków
- Drogawgłąbsiebie
- Prosićoochronę
- Imwięcejświatłaiotwartościtymbliżejzłejenergii
- Moc!Wiara,uważność,światło,strach,znaki,pokora… 8.10.2006.
SEN
Paweł dotknął mnie w pewnym miejscu w okolicach brzucha i nastąpił taki niesamowity, uzdrawiający przepływ energii, odblokowanie i taki promień padł do góry, do nieba, w kosmos… a on spokojnie, pewnie, jednym dotykiem sprawił, że wszystko zaskoczyło… był brakującym ogniwem.
Portretduchowy
- naprzeciw obrazu – oddycham, dostrajam się teraz do doskonałych wibracji mojej boskiej aury…i wyobrażamsobie, że cały ten portret wnikaprzez czubek głowywzdłużkręgosłupa i kotwiczy się dwa palce poniżej pępka. Ja od tej pory i mój doskonały boski wzorzec to jedność.
Proszę o natychmiastową aktywizację wszystkich symboli. Jestem gotowa wypełnić anielską misję na rzecz wszystkich istot.
Proszę o stworzenie mi najlepszych warunków i możliwości abym mogła realizować duchowe przepony auryczne.
Proszę moich opiekunów duchowych o wsparcie, pomoc i prowadzenie! Dostrajanie – po przebudzeniu! Wpatrywanie, oddychanie, poczuć przestrzeń – na zewnątrz poczucie poszerzania aury.
Dostrajam się do tych wysokich moich poziomów aurycznych na cały dzisiejszy dzień. Proszę o umożliwienie mi warunków, sytuacji i abym mogła jak najlepiej wypełnić tę swoją misję. Proszę o wsparcie moich opiekunów, anioły w ciągu dnia.
Wieczorem–PODZIĘKOWAĆ!
Cosięwidziało,copozwoliłorealizowaćmójduchowyprogram. OPIS – najważniejsze cechy.
- niebieskibłękit
- harmoniawaurzeiżyciu
- potencjałBoski
- realizowanieświetlistościwżyciu
- ludzieodbierającięcudownieibłogo
- właściwościterapeutyczne
- harmonizowanieprzestrzeni
- cudowneskrzydła
- subtelnaidelikatna
- zdelikatnościisubtelnościtrzebauczynićmoc
- niktjużniemożeranić
- konieczestarymprogramem
- całanocjestwspokojuiwrażliwości
- niemożnazdradzićjejjakiejkolwiekidei
- byciewrażliwymtobycietwórczym
- towidać,żejesteśzakochana
- miłośćcudowna,subtelnaidelikatna
- aniołdoprowadziłdokontaktu
- jestenergiapartnera,któryjestprzytobieiwspieracię
- jesteścudnymaniołemmiłości
- skrzydła,darodźródłanamiłość,szczęściewuczuciach
- mówićouczuciach
- piramidazkwarcuróżowego–symbolmiłościczystej,krystalicznej
- myślprzezserce
- rozwijaniejasnowidzenia,jasnoczucia
- koncentracjanauczuciach
- miłośćjestmojąnaturalnąochroną
- miłośćboskaemanujezemnie
- skarb
- propozycjepracyzkamieniem,będęmówić
- odciążęczakramgardła
- cudownaenergia,kreatywnaitwórcza
- gryfyfioletowejakopomocnicyinspiracjitwórczych
- kreatywnespełnienietwórcze
- auracię poprowadzi
- napoczątekdlaprzyjaciół,późniejzawodowo!
talentyartystyczneisłowneżółty–czapeczkadaruzdrawiającypromieniowanieświatłemmożliwościuzdrawiającesłużącedoleczeniadardowykorzystywaniapotrzebprzyzałatwieniubłogosławićtocosięma,tocosięchcemożesznadawaćenergiiuzdrawiającejkażdejsytuacji,osobomwsercuopróczbezwarunkowejmiłości,radośćenergiaradości/pomarańczaróbtocosprawiaciradośćwszystkowpoddaniusięprowadzeniuenergiiradościpodwójnamisjaanielskamiłościiradości…misjanaszersząskalęniżdotejporynatura,przyroda,zieleńczujeszprzyrodę,ziemięwszystkocożyjedomniemówimożesztoodczytaćidzielićsięzludźmimożeruchekologiczny
Noc! Zapis snu na wpółjawie: najpierw skądś jakby esemes uświadomił mi różnicę BÓG, Pan Bóg, Panie Boże coś takiego…
Śniłam ale nie do końca… byłam w drodze i nagle ktoś zbliżył się do mnie i poczułam fantastyczny zapach, który jakby mnie obudził, zapach olejków… i takie uniesienie, jednocześnie było więcej światła… i coś co sekundę temu pamiętałam, a teraz nie! Natychmiast obudziłam się. Ta droga to jakby powolne wchodzenie po schodach do góry… kiedy poczułam zapach to było coś niezwykłego, bardzo związane z obecnością kogoś boskiego, był bardzo blisko mnie… to jakby Jezus Chrystus ale nie wiem na pewno.
Tanoccośzapowiadała!Miałamprzygotowanecośdopisania. Poniedziałek 09.10.2006
Pawełopowiedziałmiswójsen…wktórymznalazłsięwświetle…
Na tym kończyły się jej zapiski. Nic dziwnego, dziś był 9 października 2006 roku. Przed przeczytaniem tego tekstu miałem wątpliwości. Teraz nie miałem już żadnych. Nie obchodziły mnie jej poruszające egzaltacje, afirmacje i wariacje z Panem Bogiem, Jezusem Chrystusem i aniołami w tle. To mogłoby wzruszyć zagubionych nastolatków, a ja miałem czterdzieści dwa lata. To nie było wyznanie wiary, ale jej kompletne zaprzeczenie. Odczytałem, jak Egipt „przeorał jej świadomość”. Wcześniej miała wahania, nie była pewna. Teraz ze swoim „boskim potencjałem” i cudownymi przymiotami była już kapłanką nowej religii. I jeszcze coś. Chyba nikt nie lubi być zdradzany, i to kolejny raz. Ale zdrada sprzed pięciu lat wydała mi się teraz niewinną igraszką w porównaniu z obecną. I wcale nie myślałem o Jurku, który jednak nie okazał się tym właściwym, ani zesłanym przez anioła Tomku, który był brakującym ogniwem do jej boskiej doskonałości. To była zdrada wszystkiego. Naszej wiary w Boga, że tylko On jest doskonały, a my jesteśmy słabi, grzeszni i głupi. Że nie możemy sami siebie zbawić, ale potrzebna jest do tego Łaska Boża,
o którą do końca naszego życia musimy prosić. To był występek przeciwko samemu Bogu. Adam i Ewa w Raju też chcieli wiedzieć. Zrozumiałem jedno: mogło się to nazywać jak chciało, nowym ruchem religijnym czy New Age. W swej istocie była to ta sama pieprzona, stara gnoza, która towarzyszyła człowiekowi od zawsze, starająca się przekonać go, że może wszystko poznać i zrozumieć. A wtedy nie będzie nieszczęść ani wojen, ani głodu i nastanie czas miłości, obfitości i pokoju. Raj na ziemi. Potrzebny był jedynie kosmetyczny zabieg. Z piedestału należało ściągnąć Boga i postawić na nim człowieka. To była prosta droga. Prosta droga do piekła. I Justyna właśnie na nią wkroczyła. Przed lekturą miałem nadzieję, że pobłądziła, ale jako moja żona. Teraz wiedziałem również i to. Nie była już moją żoną. Jedyne co mogłem zrobić, to ratować nasze dzieci. Postanowiłem wrócić do samochodu, zatrzymując się na chwilę przy figurce Ojca Pio. Musiałem pomodlić się o to, żeby nie zawładnęła mną nienawiść. Nienawiść do Justyny – matki moich dzieci.
- O, jesteś – zdziwiła się. – Miałeś jechać do Łodzi.
- Nie wyrobiłem się. Jutro pojadę. Może porozmawiamy chwilę, mam pewną propozycję.
- Czemu nie, ale nie dłużej niż pół godziny. Muszę być wieczorem we Wrocku.
- Marysiu! – zawołałem – nie przeszłabyś się na rolki?
- No jasne – głowa mojej dwunastoletniej córki pokazała się w drzwiach. – W końcu nauka nie jest najważniejsza.
- A co z Magdą i Martą? – zapytała Justyna.
Jednym z mankamentów naszego mieszkania była akustyka. Jeśli tylko rozpoczynaliśmy z Justyną ożywioną rozmowę, jak wolałem nazywać kolejną kłótnię, uciszały nas po kolei wszystkie córki.
- Chcę, żeby Magda z Martą uczestniczyły w tej rozmowie. Mają już po siedemnaście lat.
- Tato, chyba nie wiesz, ile mamy do zrobienia na jutro – próbowała się wymigać Magda.
- Przecież zaraz się pokłócicie – powiedziała Marta.
- Nie zamierzamy się kłócić, siadajcie.
Usiadły na kanapie po obu stronach Justyny. Nie byłem aż takim głąbem, żeby tego nie zrozumieć.
- Myślę, że nie ma sensu owijać w bawełnę. Sytuacja naszego małżeństwa i całej naszej rodziny zrobiła się trudna. Jak wiecie, już od dawna przygotowujemy się z mamą do separacji. Tylko że wcześniej miała to być sprawa formalna dla urzędu skarbowego. Ja jestem na podatku liniowym, a mama na normalnym dochodowym. To znaczy, że nie możemy rozliczać się razem. Gdybyśmy mieli separację, mama mogłaby się rozliczać z wami, nie odprowadzając tym samym do fiskusa co najmniej piętnastu tysięcy rocznie. Teraz, w zmienionej sytuacji, separacja będzie rzeczywista. W najbliższych dniach powinniśmy dostać zgodę na budowę domu. Ponieważ nie mamy do siebie zaufania, moja propozycja jest następująca: mama przepisuje działkę na was, a ja, zamiast oddawać jej pieniądze, buduję dom, przynajmniej w stanie surowym. Nawet projektu nie musimy zmieniać. I tak zakładaliśmy, że któraś może z nami zamieszkać. Separacja zakłada rozdział od łoża i stołu. Ponieważ w projekcie są dwie łazienki, ta na dole będzie moja. Nie wiem, jak zakończy się ta próba. Jedno jest pewne. I mama, i ja jesteśmy waszymi rodzicami, a wy naszymi kochanymi dziećmi, i to się nie zmieni. Co wy na to?
Będę musiała to przemyśleć – powiedziała Justyna. Mam nadzieję, że dwa tygodnie ci wystarczą. A ty, Magda? Nie chcę żadnej działki. Bez sensu – dodała Marta i obie wyszły.
Praca jest czymś, co doskonale porządkuje nasze życie. I nie pozwala na snucie niekończących się refleksji. Następnego dnia jechałem do Łodzi kupić suwaki, tkaninę na lamówkę i jeszcze parę drobiazgów koniecznych do produkcji kosmetyczek. Zatrzymałem się w Częstochowie przy McDonaldzie. Musiałem wypić kawę. Zamówiłem też duże frytki i ciastko jabłkowe. Prawidłowa wymowa: japkowe. Tylko przedwojenni aktorzy teatralni mogli sobie pozwolić na literalną wymowę, ale ich „ł” było piękne. Teraz, po osiemdziesiątym dziewiątym, cały naród męczył się, próbując naśladować swoich rozlicznych idoli ze stacji telewizyjnych i radiowych. Wychodziło z tego „jabkowe”, co brzmiało obrzydliwie.
- Jabkowe? – upewniła się barmanka.
- Tak, japkowe – potwierdziłem.
Gdy wracałem do samochodu, przypomniałem sobie o Ślepeckiej.
- Witam, Kuba Czerwiński. Mam nadzieję, że nie za wcześnie?
- No wie pan, jest już prawie dziesiąta.
- Dzwonię, bo chciałem się dowiedzieć, co z żoną, w sprawie sekty.
- Proszę pana, o to jestem zupełnie spokojna, pana żona się z tego wszystkiego wyśmiewała. Myślę nawet, że to doświadczenie tylko umocniło ją w wierze.
- A co z tą drugą sprawą, myślę o małżeństwie?
- Proszę pana, to był incydent. My, kobiety, jesteśmy inne…
- Chce pani powiedzieć, że ona nie chce rozejścia?
- Proszę pana, pańska żona gotowa jest zrobić wszystko. Powtarzam: wszystko, żeby ratować wasze małżeństwo.
- Moglibyśmy się spotkać? Chciałbym to pani wyjaśnić.
- Oczywiście, ale dopiero po wizycie u naszej pani psycholog. Sama mogłabym powiedzieć, co panu jest, ale w końcu nie jestem specjalistą.
Ton jej głosu nie pozostawiał cienia wątpliwości, na sto procent wiedziała, co mi jest. Przez chwilę pomyślałem, że nie ma sensu, żebym cokolwiek więcej mówił.
- Przykro mi, że muszę to powiedzieć, bardzo się pani pomyliła.
- Najpierw musi pan porozmawiać z psychologiem. Do widzenia.
Podobno chorzy psychicznie nie zdają sobie sprawy ze stanu swojego umysłu, bo gdyby sobie zdawali, to byliby zdrowi. Obejrzałem się w lusterku i zrobiłem założenie, które nieco mnie uspokoiło. Byłem zdrowy i nic mi się nie przywidziało. A jeśli tak, to Justyna była załganą, perfidną oszustką. Natomiast Ślepecka, mimo swojego wieku, była naiwną idiotką, która dała się zmanipulować. Tylko co teraz? Klepnąłem się w czoło. Był jeszcze ktoś, do kogo mogłem zwrócić się o pomoc. Tym kimś był nie kto inny, tylko sam prezes Pyza. Jedyny człowiek z listy najbogatszych Polaków, jakiego zdarzyło mi się w życiu poznać. A poznałem go tylko po to, żeby najpierw mu pomóc, a potem wykorzystać. Znowu sięgnąłem po telefon.
