W ostatnich dniach obserwowaliśmy na światowych rynkach finansowych zamieszanie spowodowane nałożeniem przez prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa ceł na wybrane importowane towary. Chociaż ruch ten był zapowiadany podczas kampanii wyborczej, niektórzy byli nim zaskoczeni. Chyba jesteśmy przyzwyczajeni, że politycy nie wywiązują się z obietnic, a wyborców potrzebują tylko podczas pozyskiwania głosów.
Jednak Donald Trump wywiązuje się z obietnic. W kampanii głosił, że obniży ceny surowców energetycznych, zatrzyma masową migrację i będzie walczył w interesie ekonomicznym Amerykanów. Dwa pierwsze punkty zrealizował. Teraz zabiera się za trzeci.
Cła, podobnie jak kurs waluty, subsydia, podatki i regulacje prawne, są jednym z narzędzi wspierania gospodarki narodowej. Mogą ograniczać import i wspierać eksport. Stosuje je wiele państw. Od wielu lat cła stosowane są przez Unię Europejską, Chiny i pozostałe kraje rozwinięte.
Państwo Środka od wielu dekad konsekwentnie realizuje strategię wspierania swojego przemysłu. W ostatnich latach z dużymi sukcesami. Chiny stały się liderem światowego przemysłu. Odbyło się to kosztem Stanów Zjednoczonych oraz Europy.
Elity polityczne świata zachodniego wiedziały dobrze, że powyższa polityka doprowadzi do zubożenia społeczeństw. Postanowiły osłabić ten proces poprzez luźną politykę monetarną i fiskalną. Było to możliwe do momentu, aż pojawiła się inflacja i wyższe stopy procentowe. Balanga na kredyt dobiegła końca.
Najszybciej zdali sobie z tego sprawę Amerykanie. Różnymi metodami podjęli walkę z przemysłową dominacją Chin. Nałożenie ceł przez Donalda Trumpa jest kolejnym etapem tych zmagań. Oburzenie na działania Prezydenta Stanów Zjednoczonych wynika z faktu, że cłami zostały też obłożone pozostałe kraje. Amerykanie zorientowali się, że wiele z nich było pośrednim eksporterem towarów z Chin oraz ograniczało import towarów z USA.
Wykres obrazujący ilość nakładanych barier handlowych w postaci ceł i innych środków na świecie.

Donald Trump postanowił z tym skończyć. Mocno uderzył w stół i czeka na reakcję poszczególnych państw. Czy są one zdolne osiągnąć kompromis ze Stanami, czy wolą opowiedzieć się po stronie Chin? Może to doprowadzić do podziału świata na dwa obozy gospodarczo-polityczne: amerykański i chiński.
Jak zachowa się Unia Europejska rządzona przez Niemcy i Francję? Opowie się za dialogiem z Amerykanami czy wybierze przyśpieszenie integracji handlowej z Chinami? Pytanie to wydaje się w pierwszym momencie nielogiczne. Przecież Unia Europejska ma ogromną nadwyżkę handlową ze Stanami Zjednoczonymi, a deficyt z Chinami. To Stany Zjednoczone gwarantują Europie dobrobyt.
Wykres. Wartość eksportu państw strefy euro do poszczególnych krajów

Nie wszystko jednak jest oczywiste i logiczne jak mogłoby się wydawać. Elity europejskie od wielu lat wybrały opcję ścisłej współpracy z Chinami. Skorzystały na tym głównie Niemcy, uzyskując dostęp do technologii chińskiej. Zbudowały w ten sposób swoją przewagę w Europie. Wielu polityków europejskich marzy też pewnie o narzędziach jakimi można kontrolować społeczeństwa wzorując się na Chinach.
Jak w takim układzie pozycjonuje się Polska? Obecnie nie mamy nic do gadania. Podporządkujemy się wyborowi Berlina i Paryża. Od wielu lat nasze elity polityczne zgadzały się na utratę suwerenności gospodarczej, skazując naszych przedsiębiorców konkurujących na rynkach europejskich na przegraną. Ważniejsze były dla nich fundusze europejskie i KPO.
Na koniec, nie rozumiem narracji pojawiającej się w naszych mediach jakoby Donald Trump wspierał Rosję ponieważ nie nałożył na nią ceł. Prezydent USA wytłumaczył przecież, że wymiana handlowa z Rosją jest śladowa (3.5 mld dolarów w 2024 roku).
W swojej ignorancji lub niechęci krytycy Trumpa nie dostrzegają, że już osłabił on gospodarczo Rosję poprzez obniżkę cen ropy na rynkach światowych i umocnienie rubla. Rosją zmaga się teraz ze znaczącym spadkiem dochodów ze sprzedaży ropy. Utrudni to jej finansowanie działań wojennych na Ukrainie.
MTC